Pan Tadeusz – Księga V – Kłótnia

W czasie gdy Wojski kończył udane polowanie Telimena pogrążona w myślach siedziała w salonie. Prowadziła ona własne łowy, zastawiając sidła na dwóch nieświadomych celach. Tadeuszu i Hrabi. Szukała sposobu aby zdobyć ich obu. Mieli oni swoje wady i zalety i należało wszystko jak najdokładniej rozważyć. Po dłuższej chwili zastanawiania doszła do wniosku, że najlepszym wyjściem byłoby, gdyby wyjechała z Tadeuszem do Petersburga i tam wprowadzała go w wielki świat, a Hrabiemu podsunęła Zosię. Jako jej opiekunka miałaby wtedy u nich zawsze schronienie. Kończąc swoje przemyślenia zawołała Zosię, która jak zwykle przesiadywała w sadzie karmiąc swoje ptactwo. Gdy dziewczyna wpadła przez okno do pokoju oznajmiła jej, że czas już aby pokazała się światu i opuściła swój inwentarz. Zosia ucieszyła się bardzo, ponieważ uprzykrzyło jej się to towarzystwo i chętnie zobaczyłaby tych wszystkich gości, którzy przebywają w Soplicowie. Zaraz wezwano pokojówki, które zaczęły przygotowywać ją do wyjścia na salony. Należało się spieszyć, żeby zdążyć przed powrotem wszystkich z polowania. Po długich przygotowaniach wszystko było gotowe, jednak Telimena nie była zadowolona. Zosia wprawdzie była urodziwą panną, ale jej maniery pozostawały dużo do życzenia. Obiecała jednak ona ciotce, że szybko się ich wyuczy. Tymczasem na dziedzińcu słychać już było wracających z polowania. Telimena przykazała dziewczynie, żeby miała baczenie na młodego Hrabiego, krewnego wojewody i była dla niego grzeczna.

Pierwsi do salonu wpadli Tadeusz i Hrabia. Telimena przedstawiła młodzianowi Zosię a on od razu poznał w niej dziewczynę, która obudziła go dziś rano na polowanie. Chciał coś powiedzieć, ale słów mu brakło. Widok dziewczyny zrobił na nim wielkie wrażenie, a serce zaczęło bić mocniej. Usunął się w kąt i tam stał blady i niemy. Spostrzegła to Telimena, która zrozumiawszy powód jego stanu zaczęła mu robić wyrzuty. Ale on zdenerwowany wybiegł z salonu trzaskając drzwiami. Ruszył w pola i długo błąkał się bez celu ścigany przez swoje zgryzoty, aż w końcu trafił do lasu, w miejsce gdzie wczoraj dostał od Telimeny kluczyk z liścikiem. Zastał ją tam siedzącą i pogrążoną w smutku. Już miał się do niej zbliżyć wychodząc zza drzewa, gdy zaczęły nią targać jakieś drgawki i spazmy. Wstała z miejsca zaczęła skakać i pląsać, potem upadła na trawę i tarzała się w niej. Sprawczyniami takiego zachowania były mrówki, które nieopodal miały swoje mrowisko, a do Telimeny zwabiły je jej białe pończoszki. Tadeusz nie mógł odmówić pomocy, zbliżył się i zaczął ściągać łaskoczące i kąsające owady z nóżek, sukni i innych miejsc. Zajmując się tą czynnością bardzo zbliżyli się do siebie, zapominając o ich porannej kłótni i nie wiadomo jak długo trwałoby to zbliżenie gdyby nie ocknęli się na dźwięk dzwonka z Soplicowa. Było to wezwanie na wieczerzę. Ruszyli spowrotem innymi drogami, ale zdawało się im oboje, że widzą jakieś przesuwające się postacie za drzewami.

Kolacja znowu odbywała się w zamku. Tam bowiem ponownie zarządził ją Protazy, akcentując prawa Sędziego do tej budowli. Przebiegała ona jednak w nad wyraz smętnej atmosferze. Myśliwym wstyd było, że wyręczyć ich musiał jakiś ksiądz, Rejent z Asesorem nową okryci hańbą nie śmieli się odezwać, Hrabia wzgardliwie spoglądał na Telimenę, która początkowo chciała go zabawić rozmową i na złość jej usługiwał Zosi. Tadeusz natomiast siedział posępny i niezadowolony z nadmiernej intensywności zalotów jakimi obdarzała go Telimena. Zaczął się jej bacznie przyglądać i odkrył wiele zmarszczek, brak kilku zębów i wiele innych defektów. Stwierdził, że jest ona stara! Zosia natomiast wydała mu się piękna. Cóż z tego, skoro adorował ją Hrabia. Bacznie zaczął się przysłuchiwać ich rozmowie, w której słyszał coś o jakichś spotkaniach w sadzie i zazdrość poczęła kłóć go w serce.

[metaslider id=1923]

Milczącą atmosferę przerwał Wojski, który nie cierpiał ciszy a szczególnie przy stole biesiadnym po polowaniu. Przemówił do zebranych, przekonując ich że lepsi od nich strzelcy chybiali i jest to prawem myśliwych. Dzisiejsze zdarzenia powinny być nauką dla wszystkich i przestrogą, ale nie powodem do smutku i wstydu. Powinni wszyscy dziękować księdzu Robakowi, którego wzniósł zdrowie, za uratowanie młodzianów. Tu przerwał mu Sędzia mówiąc, że słusznie się nagroda słudze bożemu należy i odda on mięso niedźwiedzia dla klasztoru. Skóry natomiast nie da. Niech Podkomorzy rozsądzi komu się on należy. Ten po krótkim zastanowieniu stwierdził, że powinien ją otrzymać Hrabia. On bowiem razem z Tadeuszem był w największym niebezpieczeństwie. Tadeusz jako młodszy na pewno ustąpi, więc niech to trofeum zdobi ściany domostwa młodego Hrabiego. Jednak tym darem nie uszczęśliwił go. Nagle poczuł on  się związany ze swoim rodem i uświadomił że jest gościem w swoich rodowych progach, a gości go Soplica jego odwieczny wróg. Oświadczył więc, że jego domek jest za mały na takie trofeum, więc niech poczeka tutaj w zamku, aż mu go Sędzia razem ze skórą oddać raczy. Sytuację chciał załagodzić Podkomorzy, ale jego wywody przerwało wejście Gerwazego, który zaczął nakręcać stare zardzewiałe zegary. Chciał go uciszyć mówiący, ale spowodowało to sytuację wręcz odwrotną. Wszystko zaczęło prowadzić do kłótni. Gerwazy wymawiał Hrabiemu, że jada z wrogami i pozwala go obrażać w domu jego pana. Protazy, który zerwał się od stołu, oskarżał go o natomiast najście w zamku Sędziego. To że ten wyprawia tu wieczerzę świadczy najdobitniej o tym, że zamek należy do niego. Sędzia rozeźlony zuchwałością starca kazał go łapać czeladzi, ale Hrabia zagrodził im drogę, mówiąc że wara im do niego. Zdenerwowało to Podkomorzego więc zaczął pouczać Hrabiego ale ten stwierdził że nudzi go już to towarzystwo, dość już pijaństwa z tym Waćpaństwem, które kończy się zwyczajnym grubiaństwem. Tego dla Podkomorzego było już za wiele. Kielich, który trzymał w ręku rozprysł się w stalowym uścisku i zaczął on krzyczeć na sługę, żeby podał mu karabelę. Nauczy to grafiątko moresu. Podkomorzego powstrzymał Sędzia, mówiąc że to jego sprawa, a ich obu Tadeusz stwierdzając że to młodzieży zadanie. W sieni rozgorzała regularna bitwa. Gerwazy porwał Hrabiego i zasłoniwszy się ławą cofał się przed napastnikami. Wszyscy rzucali w nich czym popadło a czeladź zbliżała się z zamiarem pochwycenia ich. Klucznik rozmyślał o tym czy nie zaatakować używając trzymanego mebla, gdy spostrzegł spokojnie siedzącego Wojskiego. Ważył on w dłoni nóż i wpatrywał się w Hrabiego. Gerwazy wiedział, że jest on znakomitym nożownikiem. Serce mu zamarło i chwilę potem zniknął z potomkiem Horeszków za małymi drzwiami. Większość gości zdążyła już uciec a sień opustoszała. Ponowne pojawienie się Gerwazego na górze przy starych organach nie spowodowało więc dalszej walki. Gdy w zamku zapadła cisza Hrabia z Gerwazym w sali zwierciadlanej, teraz pozbawionej luster, planowali dalsze swoje postępowanie. Gerwazy radził Hrabiemu, żeby porzucił wszelkie sądy i rozmowy i zagarnął wszystko najeżdżając Sopliców. Spodobał się ten pomysł paniczowi, więc stanęło że tak właśnie uczynią. Klucznik zobowiązał się zebrać do trzystu wąsali, samych Sopliców wrogów, a Hrabiemu polecił udać się na spoczynek i porządnie wyspać. Jutro bowiem zajęcia będzie co nie miara. Sam został w zamku. Pilnując go odmawiał pacierze i powoli pogrążał się we śnie. W końcu usnął.

KONIEC KSIĘGI V

<<PanTadeusz – Księga IV – Dyplomatyka i łowy | Pan Tadeusz – Księga VI – Zaścianek>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *