Nie – boska komedia. Część III

Przed miastem zebrało się wielu ludzi. Biednych ludzi. Są wzburzeni , domagają się chleba i śmierci panów. Ich wzburzenie potęguje krążący między nimi kubek, z którego popijają co chwilę. Przemawia do nich Pankracy, a wtóruje mu Przechrzta opierający się o stół na którym stoi ten pierwszy.

W szałasie Przechrzta z chórem przechrztów cieszy się na myśl o tym, że już niedługo wyrżną Panów i zapanują nad światem, a Krzyż upadnie. Przybywa do nich Leonard, który wzywa Przechrztę do tego, który myśli i czuje najpotężniej z nich wszystkich. Przechrzta wychodzi, tymczasem pozostali  przygotowują broń i chwalą imię Jehowy nie mogąc się doczekać na rzeź, która ma nastąpić. Przechrzta dociera do namiotu Pankracego, a ten każe mu ruszać do hrabiego Henryka z informacją, że chce się z nim spotkać potajemnie. Gdy Przechrzta wychodzi, Leonard zarzuca Pankracemu że niepotrzebnie przedłuża chwilę rozpoczęcia walki. Kontaktuje się z wrogami i zwleka. Pankracy ostrzega go, żeby liczył się ze słowami. Mówi, że chce przeciągnąć hrabiego na ich stronę, ponieważ zbiera on swoich włościan, dufny w ich wierność i chce iść na odsiecz zamkowi Świętej Trójcy, który mają oni zaatakować. Na koniec mówi Leonardowi, że pójdzie on z nim jutro na spotkanie z hrabią. Gdy Pankracy zostaje sam, zastanawia się dlaczego tak zajmuje go hrabia Henryk. Jego siły są niewielkie w porównaniu z jego. Czyżby spotkał równego sobie?

Mąż, prowadząc Przechrztę pod bonią ukryta pod płaszczem, wchodzi na polanę pełną ludzi. Są tam lokaje, którzy zabili lub zamierzają zabić swoich panów, rzeźnicy gotowi ich zarzynać, kobieta, która z żony stała się ladacznicą, Bianchetti, generał który ma poprowadzić szturm na zamek a od którego mąż prawie wyciąga plan ataku. Są rzemieślnicy, a gdy Mąż i Przechrzta dochodzą do końca polany, nadciąga gromada chłopów prowadząca Pana. Ruszają dalej w las zmierzając do ludzi Męża, ale trafiają na polanę gdzie Leonard odprawia obrządki nowej wiary. Mąż popycha Przechrztę w tamtą stronę, pomimo jego protestów. Gdy się zbliżają okazuje się że są to ruiny kościoła zburzonego właśnie. Leonard odprawia obrządki a wokół niego znajdują się ich kapłani, filozofowie, poeci, artyści. Mąż stwierdza, że to ich arystokracja właśnie. Wokół Leonarda zbierają się niewiasty, które wyznają miłość jemu i jego bogowi. Wzywa on wszystkich do mordowania panów i zapewnia ich że są męczennikami i bohaterami wolności. W pewnym momencie pada przed nim na kolana mężczyzna, którego Przechrzta rozpoznaje jako syna filozofa i prosi o namaszczenie na zabójcę, co Leonard skwapliwie czyni. Później rusza z orszakiem, żeby raz jeszcze zdeptać świątynię dawnego Boga, a wokół niego tańczą kobiety. Przewodnik Męża mówi, że są to dawne hrabianki i księżniczki, które uciekły od mężów i przeszły na ich stronę. Leonard w końcu dostrzega Męża, który wcale się przed nim nie kryje. Pyta się go kim jest i dlaczego tak dumnie na nich patrzy. Mąż odpowiada, że jest hiszpańskim zabójcą i na wieść o ich powstaniu właśnie dziś do nich przybył. Bracia starsi dali mu święcenia na dwa dni przed jego wyjazdem. Leonard pyta na kogo dybie, a Mąż odpowiada że na niego pierwszego jeżeli się im sprzeniewierzy. Na pytanie Leonarda o chowającego twarz w płaszczu Męża Przechrzty, odpowiada, że to brat jego, który ślubował twarz pokazać dopiero gdy co najmniej barona zabije. Leonard rusza w dalszą drogę a za nim cały orszak, przechodząc obok Męża. Gdy nikną w lesie, Mąż każe się prowadzić Przechrzcie do Jaru Św. Ignacego gdzie czekają jego ludzie. Po drodze słychać lamentujące nad losem Chrystusa i kościoła głosy, a Mąż odpowiada, że on jest obrońcą jego i należne mu miejsce przywróci. Docierają do jaru, gdzie Mąż puszcza Przechrztę i wita się ze swoimi.

[metaslider id=2519]

W lesie Pankracy przykazuje swoim ludziom, żeby na głos wystrzału ruszali mu na pomoc. Następnie rusza na spotkanie z hrabią. Ten czeka na niego siedząc pod herbem w swoim zamku. Przybyły wita się z nim i zaczyna przekonywać, żeby zaniechał walki z nimi. W zamian oni zostawią go w spokoju i będzie mógł rządzić na swoich włościach do śmierci jako ostatni hrabia. Mąż nie zgadza się z tym mówiąc, że świat który oni chcą stworzyć stanie się takim samym jak ich. Tak już było tysiąc lat temu Spierają się też o Boga, w którego Pankracy nie wierzy i mówi że nowy ich zbawi. Hrabia odpowiada, że jego uczynił to już dawno temu. Przybyły nie daje za wygraną. Wspomina o tym, że czytał jego poezję kiedyś i myślał on tak samo jak oni. Hrabia zamyśla się i przytakuje, że tak właśnie było. Ale wie on, że się mylił. Pankracy, który już myślał że zaczyna go przekonywać mówi, że jeżeli siebie chce on zgubić to niech chociaż ocali swojego syna. Mąż jednak odpowiada, że z Bogiem on jest już pogodzony i na tamtym świecie spokój znajdzie. Mówi też, że jego oponent nie zrozumie go nigdy, ponieważ ojcowie jego pogrzebani są z motłochem, a jego wsławili się czynami wielkimi. Pankracy drwi z nich opowiadając o każdym sportretowanym w komnacie przodku jego przewiny. W końcu hrabia zdenerwowany mówi że wolno go już puszcza a Pankracy odpowiada, że spotkają się na okopach Świętej Trójcy. Mąż woła Jakuba i każe odprowadzić mu przybysza do ostatnich czat jego.

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

<<Nie – boska komedia – Część II | Nie – boska komedia – Część IV>>


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *