Chłopi – Tom I – Rozdział I
Na polnej drodze Ksiądz spotyka Agatę, która wyrusza w świat nie chcąc być ciężarem na zimę dla swoich krewnych Kiełbów. Nie było między nimi żadnej zwady, jak podejrzewał duchowny, ale po prostu czas było odejść. Gdy poszła dalej Ksiądz zaczął przyglądać się Walkowi, który orał duży łan ziemi i co chwila wykrzykiwał do niego jakieś uwagi. Wokół rozciągały się pola przez które przebijała się rzeka, prowadząc do wsi widocznej nieopodal, a dalej wiła się znikając na północy. Ksiądz siedział zamyślony, a wyrwała go z tego stanu dziewczyna prowadząca ryczącą krowę, później minął go stary Żyd, z daleka chłopak z butelką zmierzający do karczmy, chłop z sąsiedniej wsi wiozący zboże do młyna i inni, a każdy z nich chwalił Boga przystając na chwilę, a później ruszał w swoją drogę. Po drodze mijał pracujących ludzi aż w końcu zatrzymał się przy kopiących ziemniaki, jak się okazało na Borynowym polu. Gdy odszedł dalej baby zaczęły go wychwalać, a później wszyscy wzięli się znowu do pracy, ponieważ słońce już chyliło się ku zachodowi. Na polu zaczął się ruch, ale też i rozmowy. Jagustynka mówiła ze złością o losie Agaty, którą krewniacy wygonili na zimę ale Hanka, której nie podobały się takie rozmowy popędzała ludzi do zbierania ziemniaków. Ale Jagustynka nie umiała długo milczeć, więc tym razem ciszej zaczęła obgadywać Jagnę, za którą latało wielu chłopów, a ta z każdym flirtowała i zachowywała się jakby była dziedziczką. W końcu zobaczyły biegnącą od wsi Józkę Boryniankę, wołającą Hankę do krowy, której coś się stało. Stara Jagustynka obgadała jeszcze Borynę i wszyscy zaczęli zbierać się do domu, ponieważ słońce już zaszło.
Chłopi – Tom I – Rozdział II
Na podwórcu u Boryny zebrało się wiele ludzi, którzy obserwowali zdychającą krowę i próbowali ją ratować różnymi sposobami. W końcu postanowiono przywołać Ambrożego, jako znającego się na chorobach. Skoczyła po niego Józia i już po chwili pojawił się dziad może stuletni o drewnianej nodze, podpierający się kijem. Obejrzał krowę stwierdził, że nic jej już nie pomoże i zaczął zbierać się do odejścia. Na tą sytuację nadjechali stary Boryna, ojciec Józi, z Antkiem, jego synem. Józia powiedziała mu o wszystkim, a on zaczął wyrzekać wszystkim, że nie umieją dbać o dobytek, a następnie stwierdził, że trzeba dorżnąć zdychającą granulę. Tak też uczynił. Później kazał zwozić ziemniaki z pola a sam poszedł do izby i krzyknął na Hankę, żonę Antka, żeby dawała jeść. Gdy się posilił, taka złapała go senność, że rzucił się na łoże aby przespać się trochę, wcześniej mówiąc do Hanki, żeby Antek zajął się krową. Wszyscy zaczęli krzątać się koło gospodarstwa, a Witek, który pasł padniętą krowę i obawiał się bicia, zapytał Józię, dojącą krowy, czy gospodarz bardzo pomstował. Ta odpowiedziała, że bardzo i bicie go nie minie, ale obiecała się za nim wstawić. W zamian Witek dał jej ptaszka, który sam się ruszał po nakręceniu i którego sam zrobił, a ona patrzyła z podziwem to na ptaka to na chłopaka. Po chwili jednak zabawę przerwał Boryna, mówiąc do niej, że idzie do wójta, a ona niech wszystkiego pilnuje. Ruszył niespiesznie narzekając po drodze na swój los i samotność. Gdy dotarł do gospodarstwa wójta, musiał na niego czekać, ponieważ był jeszcze w polu. Czas zajęła mu rozmowa ze starym ślepcem, który opowiadał co tam w świecie słychać. W końcu wrócił wójt, pytając Macieja co go do niego sprowadza. Ten odpowiedział, że sprawa w sądzie, która go niedługo czeka. Oskarżała go pewna Jewka o to, że jej zmajstrował dzieciaka i nie wypłacił wszystkiego za pracę. Wszystko to, jak zarzekał się Boryna było kłamstwo. Później rozmowa zeszła na jego wdowieństwo i oboje, wójt i wójtowa radzili żeby się jeszcze ożenił, bo od razu raźniej mu będzie i zaczęli wyliczać kandydatki, kończąc na Jagnie Dominikowej. Stary nie dał po sobie poznać, że mu się ta myśl bardzo spodobała. Ruszył niedługo do domu, nadkładając drogi, tak aby przejść obok zagrody Jagny, rozmyślając po drodze o niej, o jej wianie i gospodarstwie. Przystanął przed domem, w którym zobaczył ją i stwierdził, że ładna z niej dziewucha. Gdy był już w izbie długo nie mógł usnąć, rozmyślając o tym co powinien uczynić.
Chłopi – Tom I – Rozdział III
O świcie pierwszy w obejściu pokazał się Kuba, który obszedł całe gospodarstwo przystając i karmiąc wszystkie zwierzaki i budząc pozostałych, czyli psa Łatę i Witka, który wylegiwał się jeszcze. Gdy w końcu wstał zaczął sprawdzać gniazda jaskółcze i wyciągać z nich zdrętwiałe ptaszki, rozgrzewając je i karmiąc złapanymi muchami. Zastał go tak stary Boryna, a on zajęty jaskółkami nie zdołał umknąć. Silna dłoń złapała go za kark a druga ręka zaczęła smagać rzemieniem. Maciej wyklinał go przy tym pomstując za stratę swojej krowy. W końcu chłopak wyrwał się i umknął w opłotki krzycząc wniebogłosy. Boryna zaczął się w końcu szykować do sądu, rozmyślając przy tym jak to się musi ze swoimi dziećmi kłócić o wszystko. Ruszył wydając ostatnie polecenia. Jechał przez pola i bór przysypiając po drodze trochę aż około ósmej dotarł do Tymowa gdzie miał się odbyć sąd. Ludzi zgromadziło się już sporo i gwar był wokoło. Boryna zobaczył Jewkę z dzieckiem, splunął i poszedł do drugiej izby. Po chwili otworzono drzwi do Sali sądowej i cała ta ciżma zaczęła zwolna ją wypełniać kłócąc się przy tym i wyzywając. Czyniła to też Jewka, która ujrzała Macieja i zaczęła wykrzykiwać do niego przez tłum. Uciszyło się wszystko, gdy na salę weszli sędziowie. Rozpoczęły się różne sprawy, które czasami powodowały kłótnie a czasami kończyły się szybko. Była tam też Dominikowa, matka Jagny która oskarżała Bartka Kozła o kradzież świni. Ta sprawa ciągnęła się aż do przerwy, a po niej przyszła kolej na sprawę Boryny. Dziewczyna wystąpiła przed sąd trzymając na rękach dziecko i zaczęła opowiadać o jej krzywdzie oraz przekonywać, że jest to dziecko Macieja. Ten dogadywał co chwilę, że łże ona jak pies, a ona aby udowodnić, że mówi prawdę położyła nagie i drące się dziecko przed sądem mówiąc, żeby sprawdzili jak jest podobne do Boryny. Wywołało to śmiech na sali a ludzie zaczęli jej przygadywać szpetnie aż uciszyła ich Dominikowa, mówiąc że nie wypada tak wyśmiewać się z biedoty i niejednego krzyczącego zawstydziła. Sprawa skończyła się na niczym, ponieważ nie było żadnych świadków, którzy mogliby potwierdzić słowa Jewki. Boryna odetchnął z ulgą i szybko wyszedł z sądu. Zatrzymał się na zewnątrz, czekając na Dominikową. Gdy wyszła udali się razem do karczmy podpić trochę i coś zjeść. Dominikowa przekonywała go, że całe zajście z Jewką to sprawa kowala, jego zięcia. Potem ruszyli razem do domu. Po drodze rozmawiali mało, ponieważ Maciejowi nie wypadało starać się o Jagnę, a Dominikowa nie ułatwiała mu tego, choć wiedziała że jest on nią zainteresowany. Gdy z boru wyłoniły się Lipce ponarzekali trochę na dzieci i na świat a Boryna podwiózł pasażerkę do dziewuch międlących len. Była też tam Jagna, która przywitała się z nim, a przez jej twarz przeleciał uśmiech, który sprawił że Maciej całą drogę do domu miał ciarki na plecach i pomyślał, że to dziewucha jak łania? w sam raz dla niego.
Chłopi – Tom I – Rozdział IV
Cały inwentarz Borynowy pasł się w słoneczną niedzielę na ściernisku. Doglądał go Kuba, który uczył Witka pacierzy. Ten nie mógł wytrzymać w miejscu co chwilę się rozpraszając, co denerwowało Kubę. W końcu nauczyciel ruszył w stronę plebani, nakazując chłopakowi aby zagnał stado do gospodarstwa, a sam przyszedł na mszę. Na plebani ofiarował księdzu kilka kuropatw, które złapał wcześniej, dostał od niego całą złotówkę i nawet spoglądnął na pokoje. Był wniebowzięty. Udał się do kościoła na nabożeństwo, ale tym razem nie pozostał w tyle. Przepychał się przez cały kościół aż dotarł do ołtarza, co ściągnęło na niego groźne spojrzenia a czasem i przekleństwo. Nie przejmował się tym jednak patrząc w księdza, który krzyczał, błagał i zaklinał wszystkich aby przestali grzeszyć. Wzbudził tą swoją przemową ogólną skruchę i płacz w kościele. Każdy obiecywał poprawę, każdy żałował za grzechy. W końcu rzucił swój pieniądz na tacę, wybierając sobie resztę, jak to robili gospodarze, a później szedł w procesji tuż przy księdzu, czasami zawadzając swoim kulasem o kogoś, znowu słysząc przekleństwo. Po mszy wszyscy zatrzymali się na cmentarzu przykościelnym, ponieważ wypadało pogwarzyć trochę. Była też tam Jagna, na którą wszyscy patrzyli to z zazdrością, to z uwielbieniem, to z chucią. Patrzył też Kuba, a gdy mu ktoś przygadał, ruszył do domu, ponieważ czas już był na obiad. Zasiedli wszyscy na ganku, a usługiwała im Józia. Strawa była przednia, ponieważ podawała mięso. Gdy nasycili już pierwszy głód zaraz doszło do zwady pomiędzy starym Boryną i Antkiem. Jak to zwykle. Po obiedzie Kuba wygonił konie na koniczysko i położył się pod drzewem żeby odpocząć. Z daleka dobiegały go głosy z karczmy i kusiło go żeby tam ruszyć. Tym bardziej, że w kieszeni czuł grosz gotowy. Ale nie poszedł zaraz. Na pola wyszli Antek z Hanką i oglądali rosnące zboża, żałując że nie są tak dobre jak ojca. Pokłócili się zaraz i Antek ruszył w stronę wsi wielkimi krokami. Gdy Hanka zniknęła za opłotkami w stronę karczmy ruszył też i Kuba. W karczmie niewiele jeszcze było ludzi. Kuba podszedł do szynkwasu i długo przeliczał pieniądze. Aż w końcu powiedział do Żyda, żeby podał mu półkwartek gorzałki. Gdy Jankiel, tak bowiem na imię miał Żyd, dowiedział się, że ma on pieniądze od księdza za ptaszki, powiedział że jeżeli on przyniesie mu takie to zarobi o wiele więcej, a jak ustrzeli sarnę, albo przyniesie trochę owsa to zarobi dużo. Kuba oburzył się najpierw, a że gorzałka zrobiła swoje, walną w stół mówiąc, że nie jest złodziejem. Uspokoił się jednak ponieważ pił już na kredyt i zaczął liczyć ile by zarobił. Karczma zaczęła się wypełniać a gdy wszyscy sobie trochę podpili zrobił się gwar i zaczęły się tańce. Trwały tak do późnego wieczora, gdy Jankiel zaczął wyganiać wszystkich i gasić światła. Nie mógł dobudzić Kuby, który spał smacznie w popiele i dopiero wiadro wody pomogło mu to uczynić. Parobek żachnął się na początku ale gdy oprzytomniał ruszył, zataczając się i wyrzekając sobie, że ostatnim pijanicą jest, do domu. We wsi słychać było ostatnie śpiewy rozochoconych gorzałką chłopów, zmierzających do swoich domów.
Chłopi – Tom I – Rozdział V
Jesień robiła się na świecie coraz głębsza i znać było, że zima, jej rodzona córka zbliża się coraz bardziej. Na świętego Kordułę miał się odbyć jarmark, na który wszyscy się szykowali. Jedni chcieli coś sprzedać inni kupić, a większość zrobić i to i to. U Boryny również się szykowano przygotowując do sprzedaży wiele statków i praca trwała do późnej nocy. Ostatniego wieczoru, gdy wszystko było już gotowe siedli do wieczerzy nie rozmawiając długo, a po niej Boryna z Kubą rozmawiali przy gorzałce, żeby ustalić czy parobek pozostanie na drugi rok. Alkohol ośmielił bardzo Kubę tak, że przez chwilę wydawało mu się, że jest w karczmie i ostro negocjował z Boryną. Dostał dodatkowo trzy ruble i dwie koszule. Zadowolony ruszył spać, ponieważ przed świtem ruszali, zostawiając złego Macieja. Gospodarz nierad był, że musi wypłacić tyle grosza, ale wiedział, że lepszego parobka nie znajdzie. Przed świtem ruszyła się cała wiś. Kto mógł spieszył do miasteczka. Boryna wybrał się trochę później na piechotę, mając nadzieję dosiąść się do kogoś. Tak się też stało. Przejeżdżający organista zaprosił go do bryczki i ruszyli dalej razem. Po drodze organiścina żaliła się na swój los, a Boryna potakiwał tylko w duszy wiedząc, że biedy u nich nie ma. Po drodze minęli Dominikową, jadącą razem z Jagną oraz Szymkiem i Maciej znowu z zachwytem spoglądał na młodą dziewczynę. Gdy dotarli do Tymowa było tam już pełno ludzi. Cały rynek zapchany był tak, że ciężko było przejść. Boryna ruszył przez tą ciżbę oglądając wystawione do sprzedaży towary, których było co niemiara. Kierował się do świńskiego targu znajdującego się za klasztorem, gdzie miał nadzieję znaleźć Hankę z Józią. Znalazł je szybko, popytał jak tam sprzedaż i ruszył do Antka, którego zastał siedzącego przy workach z ziarnem, targującego się z Żydami. Dał mu z żalem złotówkę na gorzałkę, wyrzekając że jak zwykle tylko na nim żeruje i ruszył dalej. Udał się do pisarza, który napisał dla niego skargę na dwór i uradził z nim, że stawi się w sądzie gdy przyjdzie do sprawy. Drogo go to kosztowało, ale miał nadzieję odbić sobie wszystko na dworze, gdy zapłaci za stratę jego krowy. Wrócił na rynek i natknął się na Jagnę, która targowała się o jakieś czapki. Maciej przywitał się i z taką namiętnością na nią spojrzał, że dziewczyna aż się przestraszyła. Stary gospodarz opamiętał się zaraz i ruszyli razem wśród kramów oglądając różności, które tam się znajdowały. Jagna zachwycała się to tym to tamtym ale nie mogła nic kupić i żal jej było niezmiernie. W końcu przysiedli razem, a Boryna wyciągną z za pazuchy chustkę, którą kupił dla Józi i dał ją młódce, mówiąc że to dla niej i żeby odganiała wszystkich zalotników. Jagna była zachwycona, ponieważ prezent był piękny. Boryna pożegnał się i ruszył do Antka. Po drodze jednak spotkał kowala i choć nie lubili się bardzo to poszli razem do szynku napić się trochę. Kowal dopominał się o swoje, a Boryna odpowiadał zięciowi, że do śmierci nic mu nie da ponieważ na wycug nie pójdzie. Około południa rozeszli się, ponieważ jarmark zbliżał się ku końcowi. Boryna znalazł swoich, którzy sprzedali wszystko i wieczorem w dobrych humorach ruszyli do domu spiesząc się bo zimno już było. Wszyscy dziwili się, że stary był taki hojny częstując ich w mieście gorzałką i jadłem obficie. Razem z nimi drogą wracało wiele ludzi, a wszyscy pijani i zataczający się. Tak skończył się jarmark.
[metaslider id=1923]
Chłopi – Tom I – Rozdział VI
Nastała późna jesień, deszcze rozpadały się na dobre i jesienne szarugi stały się codziennością. Cała wieś zajęta była wycinaniem kapusty na kapuściskach i pusto było koło zagród. Robili to również Jagna z Szymkiem, Hanka, Jagustynka i Józia na Dominikowym i Borynowym polu. Spieszyli się ponieważ zmrok już zapadał, ale nie powstrzymywało ich to od plotkowania na różne tematy. W końcu gdy Szymek zaprzągł konia do wyładowanego kapustą wozu, Jagna pożegnała się z sąsiadkami i ruszyła do domu. Droga była grząska i koń co chwilę przystawał, aż w końcu na grobli stanął na dobre. Wtedy zjawił się Antek, który pomógł im ruszyć dalej i szedł chwilę obok Jagny, biodro przy biodrze, ramię przy ramieniu. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy i pytał czy przyjdzie na tańce do Kłębów, ponieważ on dla niej sprowadził skrzypka i namówił Kłęba żeby użyczył chaty. Dziewczyna odpowiedziała, że przyjdzie. Antek ruszył do swoich na pole, ponieważ czekali już tam na niego. Jagna pobiegła natomiast za wozem rozpalona bliskością tego mężczyzny i myślała że smok to, nie chłop i chyba drugiego takiego na świecie nie ma. Gdy dotarli do domu, mijając po drodze młyn, szykowano już do wieczerzy. Jagna szybko przebrała się i dołączyła do domowników. Po chwili zjawił się Jambroży, który zjadł z nimi, a później siedząc przy kominie zaczął wypytywać Dominikową za kogo myśli dać swoją córkę. Przekonywał, że starszy będzie dla niej lepszy, mówiąc że jest jeden który byłby zainteresowany, dając równocześnie do zrozumienia, że chodzi o Borynę. Na pytanie matki Jagna odpowiedziała, że jej wszystko jedno, na co Dominikowa stwierdziła, że zrękowiny to nie ślub jeszcze więc niech przychodzi. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Jambroży pożegnał się zaraz i ruszył do Boryny. Jagna zapadła w odrętwienie nie będąc w stanie podejmować jakiejkolwiek decyzji. Wszystko zrzuciła na matkę. Każe iść za Borynę to pójdzie, nie każe to nie pójdzie. Jej jest dobrze tu gdzie jest. Dominikowa natomiast już zaczęła sobie układać w głowie jak sprawę rozegrać i rachować co z tego może mieć. Z odrętwienia wyrwała Jagnę Józia, która wpadła do izby, mówiąc że jutro obierają kapustę i pytając czy przyjdzie pomóc. Jagna odpowiedziała, że przyjdzie więc Józia wybiegła i ruszyła z powrotem.
Chłopi – Tom I – Rozdział VII
Następnego dnia lało jeszcze bardziej, a woda zalał wszystko w około, tak że tylko kapuściska wystawały z topieli. Jagna nie mogła sobie znaleźć miejsca w domu i cniło jej się do wieczora, kiedy to mieli obierać kapustę u Boryny. Stan ten przerwało nadejście Mateusza, parobka z którym najbardziej pomawiano ją o schadzki w sadzie i puszczanie się. Nie było go we wsi pół roku, a teraz wrócił i przyszedł przywitać się z Jagną. Gdy wszedł złapał ją w pół i przycisnąwszy do siebie zaczął całować. Ta broniła się na początku, ale potem sił jej brakło a całowanie tak ją rozpaliło, że w końcu zmiękła i poddała się tym pieszczotom. Całe zajście przerwały kroki w sieni. Najpierw zjawił się Jędrzych a później Dominikowa, która gdy zobaczyła Mateusza zaczęła krzyczeć, żeby odczepił się od Jagny, ponieważ ona nie dla niego. Ten rozeźlony trzasnął drzwiami i wyszedł. Dominikowa wsiadła teraz na córkę, ale gdy ta rozpłakała się udobruchała się nieco i powiedziała żeby już przestała. Czas było zbierać się do Boryny, bo to już wieczór nadszedł. Matka pomogła ubrać się jej strojnie i wysłała do sąsiada. Tam zebrało się już sporo ludzi. Było dużo młodych dziewuch i starszych bab, a i parobków sporo, którzy donosili kapustę. Kobiety obierały ją gwarząc głośno i plotkując a Antek szatkował nad wielkim cebrem. Po niedługim czasie zjawił się Boryna podpity już dobrze, zaczął witać się ze wszystkimi głośno śmiejąc się i dużo gadając. Spoglądał co chwilę na Jagnę, mając ochotę się do niej przysiąść, ale jakoś nie mógł tak przy wszystkich. Postawiono nową ławę i zaraz znalazło się na nim jedzenie. Gospodarz zapraszał wszystkich do stołu a oni schodzili się powoli. Najedzeni rozprostowali kości i siedli z powrotem do pracy. Zjawił się też Roch, wędrowny dziad i przysiadł przy kominie posilając się również. Później zaczął opowieść o Panu Jezusie i o psie Burku, który razem z nim przez świat wędrował i zdechł przy krzyżu na którym Jezus został ukrzyżowany. Cisza nastała w izbie a niektóre dziewuchy i parę łez puściły, ale nie Jagustynka. Ta powiedziała, że ma równie dobrą historię o tym skąd się wziął wół. Otóż Pan Bóg stworzył byka, a człowiek uciął mu u dołu i tak stworzył wołu. Cała izba gruchnęła śmiechem i zaczęły się od nowa żarty. Niedługo wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia. Przedtem jeszcze zjawił się sołtys z wójtem, którzy wzywali wszystkich na jutro na szarwark czyli zbiorowe prace publiczne. Antek wyszedł przed Jagną, która sama wracała do domu, i poczekał na nią przy płocie. Gdy się tam zjawiła złapał ją w pół i tak zniknęli w ciemnościach.
Chłopi – Tom I – Rozdział VIII
Nazajutrz cała wieś wiedziała już o zmówinach Jagny i Macieja. Nie powiedziano tylko jego dzieciom i kowalowi, ponieważ każdy bał się ich reakcji. U Boryny cicho było, ponieważ nikt nie wiedział o sprawie i wszyscy pracowali. W domu był tylko stary i Jagustynka, która obserwowała go chodzącego nerwowo po chałupie i czepiającego się co chwilę jakiejś roboty. Myślał on jednak o czym innym. Jagustynka dobrze wiedziała o czym i w końcu powiedziała żeby był dobrej myśli, ponieważ Dominikowa i Jagna rozum mają i nie ma się czym martwić. Boryna dość miał jej towarzystwa i ruszył do wójta, który razem z Szymonem i Jambrożym mieli się udać do Dominikowej z wódką. Gdy tam przybył wójt właśnie zbierał się do wyjścia. Wstąpili jeszcze do karczmy napić się coś i wziąć poczęstunek. Nie siedzieli długo, ponieważ Boryna popędzał ich i powiedział, ze poczeka na nich tutaj. Dotarli do chałupy Jagny o zmroku, a tam czekano już na nich witając jako dziewosłębów. Po krótkich targach dziewczyna odpiła do wójta z kieliszka, który jej podał, co znaczyło że kandydata przyjmuje. Potem już wszyscy wypili po kilka głębszych i sprawa została ustalona. Ruszyli wszyscy do karczmy, ponieważ tam, jak wójt powiedział, pan młody jak na węglikach czeka. Boryna przywitał ich uradowany, ponieważ zmiarkował, że Jaguś już jakby jego. Zaczęła się gościna. Wszyscy pili i gadali jeden przez drugiego a Boryna co chwilę obłapiał Jagnę, która jednak sprawnie wymykała się z jego objęć. W pewnym momencie Dominikowa zabrała Macieja na stronę i zaczęła targować się o zapis dla Jagny. Ustalili, że Boryna zapisze jej sześć morgów jeszcze przed ślubem. Jako wiano dostanie tyleż samo. Popili jeszcze trochę i Dominikowa zaczęła zbierać się do domu. Musiała trochę namęczyć się z synami, Szymonem i Jędrzychem, ponieważ spici byli już dobrze, ale w końcu razem z Jagną ruszyli wszyscy w drogę. W końcu Boryna ze swatami zostali sami w karczmie popijając jeszcze i gaworząc. Po chwili zjawił się młynarz, przynosząc wiadomość, że dziedzic sprzedał porębę na Wilczych Dołach. Oburzyło to bardzo wszystkich, a najbardziej Borynę, który począł krzyczeć, że to ich poręba i wziąć jej nie da!
Chłopi – Tom I – Rozdział IX
Od czasu zapowiedzi stary większość czasu spędzał u Jagny, w domu pokazując się dopiero wieczorem. Zapisał w mieście obiecane sześć morgów a w drodze powrotnej, ponieważ podpity nieźle był, próbował już coś odebrać sobie od przyszłej żony, ale dostał tylko po pysku. Nie zraziło go to wcale. Antek natomiast cierpiał męki. Chodził bez celu po obejściu lub siedział zamyślony nie wiedząc co się z nim dzieje. Myśl o tym, że Jagna może być starego doprowadzała go do rozpaczy. Wokół domu natomiast działo się niewiele. Kuba siedział w stajni czyszcząc strzelbę a Witek przyglądał się temu z nabożnym przejęciem, słuchając opowieści o ostatnim polowaniu. Prosił też i błagał żeby Kuba zabrał go ze sobą, co ten mu obiecał. Później, ponieważ był to dzień zaduszny, poszli obaj do kościoła dać na mszę za duszę zmarłych. A organista zbierał za każde imię sześć groszy lub trzy jajka, jeżeli ktoś nie miał gotowizny. Wieczorem wszyscy od Boryny ruszyli na cmentarz. Była tam już cała wieś i modliła się za dusze zmarłych. Każdy przynosił co mógł, jedzenie lub grosz jakiś i składał to w przygotowanych beczkach lub dawał dziadom, prosząc o modlitwę. Kuba z Witkiem też tam byli, ale udali się oni w zapomnianą część cmentarza, gdzie nikt się nie modlił. Parobek wyciągną kawałek chleba i zaczął rzucać okruchy na groby, mówiąc do dusz krześcijańskich, żeby się pożywiły. Tłumaczył chłopcu, że dzisiaj Pan Jezus puści je na ziemię żeby nawiedziły bliskich. Później znalazł grób matki i modlił się tam wspominając również dawne czasy. W końcu ciemno się już zrobiło całkiem i wszyscy ruszyli do domów. Cicho było we wsi i tylko czasami ktoś otworzył drzwi, wystawił resztki jadła i z drżeniem głosu mówił:
Naści, pożyw się duszo krześcijańska, w czyścu ostająca ?
Chłopi – Tom I – Rozdział X
Antek biegał z księdzem po polach szukając kobyły. Zły był, ponieważ nie po to przyszedł do niego. Chciał rady jak ma postępować z ojcem, a tymczasem nie dość, że dobrodziej nakazywał mu cieszyć się tym co ma, to teraz jeszcze ta kobyła. W końcu uwolnił się od niego i ruszył do szwagra, kowala, omijając z daleka dom Jagny, która tkwiła mu w sercu jak zadra. Dotarł do chałupy szwagra, ale i tam nie znalazł spokoju. Pokłócił się zaraz z nim samym i z wójtem, który tam przyszedł. Gdy już wszystkich zwymyślał, trzasnął drzwiami i poszedł do domu. Ulżyło mu, ale żałował że niepotrzebnie pokłócił się z kowalem. Zdziwił się na drugi dzień, gdy zobaczył go wchodzącego i witającego się z nim jak gdyby nigdy nic. Poszli do stodoły a kowal zaczął przekonywać go żeby ze starym załatwić sprawę po dobroci, dzięki temu podzielą się polem a resztę rodziny spłacą. Zdziwił się gdy ten chwycił za kosę i z obłędem w oczach powiedział żeby się wynosił. Kowal przestraszył się, że wyda on cały jego plan i począł szukać Boryny, wysyłając swoją żonę z dziećmi do chałupy ojca. Antek pomyślał jednak, że może kowal ma rację i warto rozmówić się z ojcem. Ruszył do chałupy, ale zastał tam tylko Rocha nauczającego dzieci i Hankę rozmawiającym ze swoim ojcem, który uskarżał się na swój los. Boryna na obiad nie przyszedł i oczekiwanie wydłużało się. Różne myśli przychodziły Antkowi do głowy i łapał się różnych robót przez ten czas. Myślał o Jagnie, o polach i o tym co powie ojcu. Ten w końcu zjawił się wieczorem i wbrew temu co radził kowal, w domu rozgorzało piekło. Najpierw zaczęli się z nim kłócić zapamiętale, a gdy nazwali jego Jagusię wywłoką i ladacznicą przyszło do bitki. Stary tak trzasnął Antka w pysk, że ten wpadł na szafę i porozcinał sobie całą twarz. Później już nie można było ich rozdzielić i dopiero sąsiedzi dali radę to zrobić. Boryna ruszył na wieś, nie wstępując do Jagny, ponieważ przypominał sobie co ludzie o niej mówili. Pił w karczmie do północy ale złość mu nie minęła. Wręcz przeciwnie, rano wpadł na stronę Antka i wykrzyczał, że do południa nie chce ich widzieć w swojej chałupie. Spakowali się więc bez słowa i ruszyli na koniec wsi do ojca Hanki wyklinając Borynę na odchodnym.
Chłopi – Tom I – Rozdział XI
Nadszedł dzień wesela. Dominikowa pozwoliła Jagnie pospać trochę dłużej, ale w końcu zbudziła ją i rozpoczęły się przygotowania, podczas których matka dawała córce ostatnie rady. Gdy rozmowa zeszła na Antka, o którym Dominikowa mówiła, że straszne rzeczy wygadywał na Jagnę i zapis odbierać chciał, dziewczyna wybuchła płaczem i długo nie mogła się uspokoić. W ogóle była obojętna na to co się stanie i na to co mówiła matka. Tymczasem do domu, przystrojonego z tej okazji, zaczęli przychodzić pomocnicy, którzy pomagać mieli przy przygotowaniu wesela. Cała wieś też szykowała się do zabawy i chociaż była Niedziela, niewielu poszło na sumę, o co gniewał się ksiądz. Od rana grali muzykanci, chodząc z drużbami po domach, aż w końcu dotarli do pani młodej, przyprowadzając gości, a następnie udając się do pana młodego. Gospodarza poinformował o tym Witek, krzycząc, że nadchodzą. Porwali zaraz Macieja i poprowadzili do Jagny. Czas już było do kościoła. Gdy pani młoda była już gotowa, po błogosławieństwie, którego udzieliła jej matka, ruszyli pieszo do księdza. Z przodu muzykanci, za nimi Jagna prowadzona przez drużbów a za nią Boryna. Dalej podążała Dominikowa i co przedniejsi, a na końcu cała wieś rozbawiona i oczekująca na jeszcze lepszą zabawę. Słońce już zachodziło, gdy ksiądz dawał im ślub, zrobił to szybko ponieważ spieszył się do chorego. Po tym już bez żadnego ładu ruszyli wszyscy z powrotem. Na progu chałupy witała ich Dominikowa, która szybciej tu dotarła, zapraszając wszystkich do środka. Zaczęła się zabawa. Muzykanci grali ostro i wszyscy rozpoczęli tańce. Jagna tańcowała z każdym, na końcu dochodząc do pana młodego, który czekał na to z utęsknieniem, a gdy już do tego przyszło ruszył z kopyta, że aż drzazgi z podłogi leciały. Po niedługim czasie pani młoda straciła siły i musiała odpocząć. Zrobili to też muzykanci i rozpoczął się poczęstunek. Na początku wszyscy jedli w ciszy, a gdy nasycili pierwszy głód zaczęli przepijać i rozpoczęły się pierwsze rozmowy. W miarę jedzenia i picia gwar robił się coraz większy i coraz głośniejsze śmiechy słychać było w izbie. Rozmowy trwały długo a każdy chciał wyłożyć swoje racje, coraz mniej słuchając co mają inni do powiedzenia. W końcu powstali wszyscy z za ław i ruszyli rozprostować kości. Młodsi w opłotki, starsi do sieni. Po jakimś czasie i uprzątnięciu izb, muzykanci znowu zaczęli zapraszać do tańca. Rozpoczęły się różnego rodzaju zabawy i trwały aż do momentu, gdy starszy drużba dał znak żeby przycichli. Z komory kobiety wyprowadziły Jagnę nakrytą białą płachtą i posadziły na środku izby. Zaczęły się różne przyśpiewki, a następnie tańce aż cała chałupa zatrzęsła się od tupotu dziarskich nóg. Czas było na oczepiny i związane z nimi obrządki. Tańce i popijanie trwało jeszcze długo i nawet świt nie wygonił weselników. Część z nich zmęczona, czy to tańcami, czy to napitkami spała w różnych miejscach, ale duża część nadal tańcowała, piła i bawiła się, nie chcąc wracać do codzienności.
Chłopi – Tom I – Rozdział XII
Witek wrócił do siebie jeszcze przed świtem. Przywitał go Łata, który wrócił od Antków, więc chłopak nakarmił go tym co przyniósł z wesela i ułożył się do snu. Nie pospał jednak długo, ponieważ zaraz zbudził go Kuba, jęczący z bólu i w gorączce. Mówił, że już ostatnia godzina na niego przyszła i żeby Witek wołał Jambrożego albo Jagustynkę, którzy znali się na chorobach, ponieważ już nie wytrzyma z bólu, który siedział w jego nodze. Chłopak ruszył szukać oboje, ale ponieważ wszyscy bawili się jeszcze na weselu i dobrze już byli pijani, wypędzili go. Dopiero dobrze po śniadaniu zajrzała do niego Jagustynka, ale stwierdziła tylko, że ona nic tu nie pomoże i lepiej zawołać dobrodzieja, ponieważ widzi jej się że niedługo Kuba zemrze. Obruszył się na to parobek. Później został znowu sam, ponieważ u Dominikowej zaczęły się przenosiny i wszyscy znowu się bawili. Wieczorem dopiero zjawił się Jambroży, podpity jeszcze. Oglądnął jego nogę, która okazała się być postrzelona a w poszarpanej łydce pełno było śrutu. Kuba przyznał się w końcu, że to borowy go postrzelił, gdy chodził na zające, ale bał się o tym komukolwiek powiedzieć. Teraz jednak nie może już z bólu wytrzymać. Niech mu Jambroży pomoże! Ten zaczął wydłubywać śrut i wyciskać ropę. Kuba darł się wniebogłosy, aż w końcu zemdlał. Gdy zabiegi skończyły się Jambroży stwierdził, że z nogi już nic nie będzie i należy ją uciąć w kolanie a ból przejdzie. Ale można to zrobić tylko w szpitalu. Kuba jednak stwierdził, że tam nie pójdzie i został sam, rozmyślając nad swoim losem.
Tymczasem weselnicy ruszyli do domu Boryny, przenosząc panią młodą i różne statki, które jako wiano dostała. Początkowo wszyscy byli markotni i ociężali, choć gospodarz starał się wszystkich rozruszać, ale w miarę wypitej gorzałki i gdy zjawił się wójt, który zaczął rozprawiać z gospodarzami, wszyscy się otrząsnęli i zaczęły się tańce a wokół gwar. Wieczorem zasiedli do poczęstunku, podziwiając jak Jagna radzi sobie jako gospodyni. Przygadywali przy tym, a w szczególności Ewka z Jagustynką, zastanawiając się jak szybko jej się to znudzi i zacznie biegać za chłopakami, jak to czyniła wcześniej.
Na weselu nie bawił się Roch i to on wywołał stamtąd Jambrożego, który zły był na to. Powiedział mu, że Kuba sobie nogę odjął i teraz bez życia leży. Znaleźli go na progu stajni całego zakrwawionego z leżącą obok nogą odciętą w kolanie. Jambroży zbadał go i stwierdził, że jucha nogę sobie sam odjął, bo bał się iść do szpitala ale przez to wykrwawił się mocno i nic mu już nie pomoże. Jedynie księdza tu potrzeba. Starzec ruszył po niego, zarzekając kościelnego, żeby nie zostawiał chorego samego. Ten powiedział o wszystkim Józi, która przyniosła parobkowi jadła i wódki, a sam wrócił do zabawy i po chwili już nie pamiętał o biednym Kubie. Nie mógł on jednak jeść. Siły opuszczały go coraz bardziej, aż w końcu dusza uleciała z niego i już nie wróciła. Kuba umarł!
W domu Boryny natomiast muzyka grała, że aż się chałupa trzęsła i wszyscy bawili się zapamiętale, lepiej nawet niż dnia poprzedniego. Nikt nie zauważył duszy Kuby, która ulatywała do nieba.
KONIEC TOMU I
Chłopi – Tom II Zima>>
2 comments for “Chłopi tom I – Jesień”