Zbrodnia i kara – Część VI

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział I

zbrodnia i kara

Streszczenie Zbrodnia i Kara Część VI w formacie pdf, do ściągnięcia na dysk.

Raskolnikow na kilka dni stracił kontakt z rzeczywistością. Nie bardzo wiedział co się z nim działo. Zachowywał się jak obłąkany. W krótkich chwilach świadomości przypominał sobie wydarzenia ostatnich dni. Przypominał sobie o Świdrygajłowie i o tym co powiedział mu w mieszkaniu Soni gdy konała Katarzyna Iwanowna. Nie był jednak w stanie zmusić się do rozmowy z nim, choć kilka razy spotykali się. Rodia odwiedzał bowiem Sonię, nie zamieniając z nią jednak nawet słowa. Tam spotykał Świdrygajłowa, który zajął się wszystkim, tak jak obiecał. Dzieci miały trafić do przyzwoitych przytułków, zabezpieczone odpowiednimi sumami pieniędzy. Zmarła zapewniona miała pochówek i popa. Wspominał też coś o Soni, ale Raskolnikow nie wiedział dokładnie co. Raz tylko będąc u niej podszedł blisko. Ku jego zdziwieniu przytuliła się ona do niego. Nie było śladu żadnego wahania ani odrazy. Była mu bezgranicznie oddana. Pozostały czas spędzał na włóczeniu się. Wiele razy budził się w jakichś krzakach, nie wiedząc jak tam trafił. Przez to, że nigdy nie było go w domu, nie mogła się z nim spotkać matka, która wymusiła na Duni i Razumichinie żeby przyszli do niego. Stwierdziła, że zapewne nie chce on jej oglądać i rozchorowała się. Raskolnikow dowiedział się tego właśnie od Dymitra, który po kilku dniach takiej włóczęgi zastał go w końcu w jego izdebce. Raskolnikow otrząsnął się z tego otępienia i teraz zajadał smacznie to co przyniosła mu Nastazja. Razumichin wpadł do niego poirytowany, mówiąc że dość ma tych wszystkich tajemnic. Nic go nie obchodzi, nic nie chce wiedzieć. Przyszedł tylko po to żeby mu to powiedzieć, a teraz idzie się upić. Raskolnikow zatrzymał go jednak. Powiedział, że niedawno powiedział swojej siostrze, że Razumichin jest mądrym i dobrym człowiekiem. Wie, że ją kocha i myśli, że ona jest w stanie pokochać jego. To wprawiło gościa w stan euforii. Powiedział Rodionowi, że Dunia otrzymała jakiś list i była nim bardzo poruszona. A Porfiry poinformował go, że Mikołka przyznał się do zabójstwa tej staruchy. Śledczy wytłumaczył mu wszystko tym swoim psychologicznym sposobem. Raskolnikow zaczął się nad tym poważnie zastanawiać. Razumichin tymczasem wyszedł. Idąc ganił siebie, że mógł podejrzewać przyjaciela o to zabójstwo. Był teraz przekonany, że jest on politycznym spiskowcem i że wciągnął w to również swoją siostrę. W Rodię wstąpił natomiast nowy przypływ sił. Postanowił raz jeszcze podjąć grę. Tym razem nie tylko z Porfirym, ale również z nowym przeciwnikiem, Świdrygajłowem. Zbierał się do wyjścia aby spotkać się z tym ostatnim, ale drogę zagrodził mu ten pierwszy, mówiąc, że wpadł na chwilę aby z nim porozmawiać.

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział II

Porfiry stwierdził, że przechodził obok i postanowił go odwiedzić. Jego widok wzbudził w Raskolnikowie obrzydzenie. Znowu, pomyślał, będzie musiał wysłuchiwać tego jego biurokratycznych bzdur. Przybyły jednak zaskoczył go. Powiedział, że przyszedł się przed nim wytłumaczyć. Bardzo zawinił w ostatnim czasie obchodząc się z nim nie po dżentelmeńsku. Ale czy można mu się dziwić, kiedy wszystkie poszlaki wskazywały właśnie na Rodię. Całkiem przypadkiem doszedł do wniosku, że to on może być zabójcą. Późniejsze wydarzenia potwierdzały jego przypuszczenia, choć nie dawały żadnych dowodów. Gdyby nie wystąpienie Mikołki, to nie wiadomo co by się stało pomiędzy nimi podczas ostatniego spotkania. Raskolnikow był zaskoczony tym wyznaniem i otwartością z jaką mówił Porfiry. Bał się dopuścić do siebie myśli o tym, że może on go uznać za niewinnego. Śledczy natomiast dalej opowiadał o dochodzeniu. O tym, że zachowanie Raskolnikowa stale dawało mu do myślenia. Jego rozmowa z Zamiotowem i wypalenie mu w twarz to ja zabiłem, oraz informacja o kamieniu i warzywniaku. Jego wizyta w mieszkaniu starej. Wszystko to nie pozwalało Porfiremu przestać zajmować się jego osobą. Aż w końcu przyznanie się Mikołki zmieniło wszystko. Nie wierzy on jednak w jego winę. Rodia odezwał się w końcu. Powiedział, że przecież śledczy mówił Razumichinowi, że to ten młodzian zabił. Porfiry odpowiedział, że to podstęp. Chciał odsunąć Dymitra od tej sprawy. Nie wierzy w winę Mikołki. Chce ją on wziąć na siebie, ponieważ chce cierpieć i odpokutować swoje winy. Wychował go pustelnik. Petersburg sprowadził go na złą drogę. Teraz czas na pokutę. Porfiry był pewny, że wcześniej czy później wyzna on prawdę. Raskolnikow zapytał więc kto zabił. Śledczy jakby otrząsnął się z zadumy. Odpowiedział, że jak to kto? Oczywiście on, jego rozmówca, gospodarz tej izdebki. To wyznanie wstrząsnęło Rodią. Zerwał się z kanapy, po chwili zaraz na niej usiadł. Porfiry natomiast spokojnie wyjaśniał, że jest przekonany o jego winie i nic tego nie zmieni. Nie ma tylko dowodów. Dlatego go jeszcze nie aresztował. Ale już niedługo to uczyni. Zaczął namawiać Rodię żeby przyznał się do winy. Złagodzi to wyrok. Ma on jeszcze wiele lat życia przed sobą. Nie przekonał on Raskolnikowa. Powiedział on, że plwa na to wszystko. Do niczego się nie przyznaje i nigdy nie przyzna. Zapytał gościa kiedy zamierza go aresztować. Ten odpowiedział, że za około dwa dni. Da mu czas żeby przemyślał wszystko. A gdyby zdecydował w tym czasie radykalnie zakończyć całą sprawę, popełnić jakieś samobójstwo, to niech zostawi jakąś informację. Choćby ze dwie linijki. I niech nie zapomni napisać o kamieniu. Porfiry wyszedł. Rodia odczekał chwilę i również wybiegł na ulicę.

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział III

Raskolnikow szedł do Świdrygajłowa. Chciał z nim wyjaśnić wszystko. Nie mógł już dłużej czekać w niepewności co tamten zrobi. Po drodze zastanawiał się, czy był on już u Porfirego. Doszedł jednak do wniosku, że na pewno nie. Pomyślał, że jeżeli ten nikczemnik chce go wykorzystać do zbliżenia się ponownie do Duni to ? go zabije. Tak, tak właśnie zrobi. Przerwał swoje rozmyślania i zaczął się rozglądać. Jak zwykle nogi zaniosły go gdzieś, a głowa nie do końca wiedziała gdzie. Właśnie minął Plac Sienny i stał obok traktierni, z której dochodziły głosy śpiewów. W jednym z okien zauważył Świdrygajłowa. Ten chciał się przed nim ukryć, ale gdy zorientował się, że został zauważony zawołał Rodię do siebie. Siedział w oddzielnym pokoiku i popijał szampana. Przegonił kataryniarza i śpiewającą dziewkę i zaprosił przybyłego do stołu. Raskolnikow powiedział, że właśnie do niego zmierzał i sam nie wie dlaczego znalazł się tutaj. Zdziwił się, gdy Świdrygajłow powiedział mu, że dwa razy mówił mu o tym miejscu i czasie, w którym można go tu zastać. Rodia nie pamiętał takiego zdarzenia. Podczas rozmowy Świdrygajłow kręcił jak zwykle, nie chcąc zrzucić swojej maski. Raskolnikow powiedział mu, że uważa go za bardzo niebezpiecznego człowieka a jeżeli chce go wykorzystać aby zmusić do czegoś Dunię, to go zabije zanim uda mu się wsadzić go do więzienia. Jego rozmówca zapewniał, że nie ma takich zamiarów. Zainteresował się jego osobą, ponieważ jest on bardzo ciekawym przypadkiem. Często obserwuje go na ulicy. Po prostu stara się znaleźć jakieś zajęcie dla siebie. Nic innego mu nie pozostało. No może poza przesiadywaniem w tej obskurnej knajpie i kobietami. W pewnym momencie Rodia zapytał go, czy palnąłby sobie w łeb. To zdenerwowało go. Stanowczo zaprzeczył. Poprosił, żeby nie wspominał przy nim o takich rzeczach. Raskolnikow zaczął zbierać się do wyjścia. Świdrygajłow zatrzymał go, mówiąc że opowie mu historię jak uratowała go jego siostra.

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział IV

Świdrygajłow zaczął opowiadać o tym jak to się stało, że ożenił się z Marfą Pietrowną. Otóż siedział on za długi w więzieniu. Jego przyszła żona, będąc w nim zakochana wykupiła go. Zawarli wtedy umowę, że do końca życia będzie jej mężem, bez jej pozwolenia nigdzie na dłużej nie będzie wyjeżdżał, nie będzie miał stałej kochanki a gdy się zakocha, co było wielce nieprawdopodobne, poinformuje ją o tym natychmiast. Marfa Pietrowna pozwoli mu zabawić się czasem ze służącą. Taki układ powstał, ponieważ Świdrygajłow nigdy nie krył prawdy o sobie. Gdy byli już małżeństwem w ich domu zjawiła się Eudoksja Romanowna. Zauroczyła go ona swoim pięknem i mądrością. Jednak wbrew sobie postanowił się do niej nie zbliżać. Z tego powodu nawet jego żona czyniła mu wyrzuty. Do rozmowy pomiędzy nim a siostrą Rodii doszło dopiero gdy zaczął zabawiać się z pewną służącą i powstał z tego skandal. Dunia wtedy zaczęła go uświadamiać jak źle postąpił. On zaczął udawać potrzebującego pomocy i tak rozpoczęły się ich spotkania. Eudoksji zrobiło się też go żal, ponieważ Marfa nie ukrywała niczego przed nią i naopowiadała o nim wiele bezeceństw. Szybko się one jednak skończyły. Stało się tak przez jego głupotę. Nie umiał on ukryć przed nią błysku w swoich oczach. Ona to zauważyła i zaczęło ją to przerażać. W końcu przestali się spotykać. Był to jego błąd, ponieważ z kobietami łatwo jest uzyskać to co się chce używając pochlebstw. W wielu przypadkach zdało to egzamin. Świdrygajłow pogłębił jej zniechęcenie natrząsając się z jej poglądów i cnotliwości. W końcu jednak wpadł na pomysł, że ofiaruje jej wszystkie swoje pieniądze oraz miłość byle by tylko wyjechała z nim do Petersburga. Oczywiście nic z tego nie wyszło, a Marfa Pietrowna sprowadziła tego Łużyna. Doprowadziło go to do wściekłości. Raskolnikow słuchając tego wszystkiego i widząc, że Świdrygajłow podpił sobie trochę, postanowił wyciągnąć z niego jak najwięcej. Powiedział, że jest przekonany, że ma on nadal jakieś niecne zamiary wobec jego siostry. Ten zaprzeczył. Na dowód powiedział, że zamierza się ożenić. Jest już nawet zaręczony. Jego wybranką jest niespełna szesnastoletnia dzieweczka, istny aniołek. Jej rodzice nie mają środków na utrzymanie i chcą ją jak najszybciej wydać za mąż. On jest ich zbawieniem. W ogóle lubi on dzieci. Pewnego razu, będąc w obskurnej spelunie, zauważył pewną matronę i jej trzynastoletnią córkę. Stara siedział na krześle a córkę obracał w tańcu jakiś typ. Zajął się nimi i obiecał pomoc we wszystkim. Może zawieźć Raskolnikowa do nich, zarówno do swojej narzeczonej jak i do matrony z córką, ale nie teraz. Teraz musi już iść, a ich drogi muszą się rozejść. Mówiąc to wstał i wyszedł. Raskolnikow ruszył za nim. Świdrygajłow nie wydawał się wcale tak podpity jak wcześniej. Powiedział do Rodii, że on idzie w lewo a Raskolnikow w prawo, lub odwrotnie. W każdym razie tutaj się rozstają.

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział V

Raskolnikow był przekonany, że knuje on coś przeciwko jego siostrze. Powiedział, że nie odstąpi go na krok. Świdrygajłow początkowo zdenerwował się, ale później widząc jego desperację stwierdził, że dobrze, może on iść z nim. Pójdzie on teraz do swojego mieszkania, weźmie bilet pieniężny, a później cały dzień spędzi na wyspach. Rodia odpowiedział na to, że odwiedzi przy okazji Sonię. Jego rozmówca twierdził, że na pewno jej nie zastanie. Mniejsze dzieci umieścił już w sierocińcu a Sonia ma spotkanie z pewną damą, jego dobrą znajomą. Tymczasem doszli do kamienicy, w której mieszkał Świdrygajłow. Tam potwierdziły się jego słowa. Soni nie było, a on wziął bilet i ruszył spowrotem. Przed bramą złapał dorożkę i zaprosił do niej Raskolnikowa. Ten jednak nie wsiadał. Zrozumiał, że tamten mówił prawdę. Rozzłoszczony odwrócił się i ruszył w stronę placu Siennego. Nie odwracał się, bo gdyby to zrobił, zauważyłby że Świdrygajłow ujechał dorożką zaledwie sto metrów, wysiadł z niej i zniknął za rogiem. Jak zwykle nie wiedział kiedy dotarł na most i zatrzymał się tam. Nagle za nim pojawiła się Dunia. Zastanawiała się czy podejść do brata. Świdrygajłow, który zjawił się nieopodal dawał jej jednak znaki żeby tego nie robiła. Chciał żeby poszła za nim. Eudoksja uczyniła to. Raskolnikow pogrążony we własnych myślach nic nie zauważył. Gdy spotkała się ze znienawidzonym mężczyzną kazała mu wyjawić wszystko co ma do powiedzenia tutaj, na ulicy. Jego list bardzo ją zaintrygował. On odpowiedział, że możliwe to będzie tylko w jego mieszkaniu. Pomimo obaw poszła tam z nim. Świdrygajłow pokazał jej jak mieszka i gdzie mieszkają inni. W którym miejscu podsłuchiwał, gdy Rodia rozmawiał z Sonią. Tak dowiedział się, że jest on zabójcą. Przedstawił jej teorię, którą Raskolnikow wyłuszczył Soni. Ona nie mogła w to uwierzyć, jednak powoli docierało do niej, że to może być prawda. Chciała wyjść ale okazało się, że drzwi są zamknięte. Świdrygajłow powiedział, że może on go uratować. Może uratować ich wszystkich. Zna odpowiednich ludzi. Za trzy dni Rodia może być za granicą. Warunkiem jest żeby ona uległa jego miłości. Będzie całował koniec jej sukni i robił co zechce, a jej brat będzie bezpieczny. Dunia stanęła za stołem, który oddzielał ją od napastnika. Nie miała wątpliwości jakie ma zamiary. Wyciągnęła mały pistolet i wycelowała w Świdrygajłowa. Pomimo strachu jaki ją opanował, powiedziała, że wystrzeli jeżeli tylko zrobi krok. On nie przestraszył się. Postąpił krok do przodu. Padł strzał. Pocisk otarł się o jego skroń. Świdrygajłow był zdeterminowany. Mówił, żeby celowała dokładniej. Albo spotka go śmierć albo nie. Zrobił kolejny krok. Dunia pociągnęła za spust. Niewypał. W końcu zrezygnowana odrzuciła pistolet. Zadowolony Swidrygajłow zbliżył się do niej i objął w talii. Nie protestowała. Napastnik jednak zawahał się. Zapytał czy nigdy go nie pokocha. Odpowiedziała, że nigdy. Zrezygnowany odszedł od niej i stanął przy oknie. Położył klucz od drzwi na stole i kazał jej jak najszybciej uciekać. Nie zastanawiała się. Wzięła klucz, otworzyła drzwi i wybiegła na zewnątrz. Po chwili on również wyszedł biorąc ze sobą rewolwer.

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział VI

Świdrygajłow włóczył się po spelunkach do późnego wieczoru. Stawiał wódkę różnym typom, choć sam nie pił. Gdy wracał do domu zaczął padać ulewny deszcz, który przemoczył go całego. Będąc w swoim pokoju, wyciągnął wszystkie pieniądze jakie miał. Poszedł do Soni. Powiedział, że wyjeżdża do Ameryki. Zabezpieczył jej siostry i brata a dla niej ma trzy pięcioprocentowe obligacje, każda na tysiąc rubli. Sonia powiedziała, że i tak wiele dla nich zrobił. Teraz już będzie mogła się utrzymać. Nie chce być niewdzięczna, ale nie potrzebuje tych pieniędzy. Arkadiusz Świdrygajłow odpowiedział, że to nie tylko dla niej, ale również dla Raskolnikowa. Być może nadejdą chwile, że będzie on ich potrzebował. Tak, wie on o wszystkim. Rodion powiedział mu co zrobił. Zachowa to oczywiście dla siebie. Poradził Soni, żeby przechowała te pieniądze u Razumichina. Jest on uczciwym człowiekiem i będą tam one bezpieczne. Wyszedł. Udał się do swojej małoletniej narzeczonej. Musiał się dobijać, ponieważ było już około północy. Jej zostawił piętnaście tysięcy. Dziewczyna i jej matka były zdziwione, ale z ochotą przyjęły ten dar. Świdrygajłow ruszył dalej przed siebie. Dotarł do oberży zwanej Adrianopol gdzie wziął pokój, herbatę i coś do jedzenia. Pokoik był mały. Stało w nim łóżko z brudną pościelą, stół i krzesło. Szybko wypił herbatę, ściągnął przemoczone palto i położył się owijając kołdrą. Zaczęły nim telepać dreszcze. Nagle poczuł, że coś biega mu po nodze. Zerwał się, choć wcale nie miał na to ochoty. Okazało się, że w pościeli była mysz. Postanowił, że nie zmruży już oka. Owinięty kołdrą siedział na łóżku. Przywidziała mu się jakaś angielska rezydencja, w której odbywał się pogrzeb czternastoletniej dziewczyny. Utopiła się ona nie mogąc znieść swojej hańby. Znowu się ocknął. Postanowił, że musi już iść. Była najwyższa pora. Na korytarzu jednak znalazł trzęsącą się z zimna i ze strachu przed matką małą dziewczynkę. Zaniósł ja do pokoju i ułożył na swoim łóżku. Natychmiast zasnęła. Po chwili jednak otworzyła oczy i zaczęła na niego filuternie spoglądać spod swoich rzęs. Nie były to już oczy dziecka, ale paryskiej kokoty. Przepadnij przeklęta, pomyślał i ocknął się. Siedział na łóżku owinięty kołdrą. Wszystko to były majaki. Opuścił austerię i skierował się w stronę parku Pietrowskiego. Po drodze jednak zobaczył wieżę straży pożarnej. Pomyślał, że to będzie najodpowiedniejsze miejsce. Przed bramą stał jakiś człowiek w hełmie. Podszedł i zaczął się w niego wpatrywać. Tamten zapytał się czego chce. Świdrygajłow odpowiedział, że niczego. Wyciągnął rewolwer i przyłożył do skroni. Powiedział, że jak zaczną go przesłuchiwać to niech im przekaże, że wyjechał do Ameryki. Pociągnął za spust.

[metaslider id=1923]

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział VII

Raskolnikow znowu błąkał się po mieście całą noc. Wieczorem dotarł do mieszkania matki i siostry i stanął niepewnie w drzwiach. Był cały przemoczony i ubłocony a na twarzy widać było potworne zmęczenie. Matka ucieszyła się na jego widok. W oczach miała łzy. Mówiła, że nie wini go za to jak się zachowuje. Czytała jego artykuł, choć nic z niego nie zrozumiała i wie, że stworzony on jest do rzeczy wielkich. Nie będzie go już wypytywała o to co robił i co zamierza. Była przekonana, że niedługo usłyszy o nim i będzie on kimś sławnym. Rodia poprosił ją, żeby kochała go tak zawsze, niezależnie od tego co o nim usłyszy i czego się dowie. Pulcheria zaniepokoiła się. Już od pierwszego momentu ich spotkania widziała cierpienie w jego oczach. Wiedziała, że coś jest nie tak. Powiedział, że wyjeżdża bardzo daleko. Matce znowu w oczach stanęły łzy. Poprosiła, żeby odwiedził ją jeszcze. On obiecał, że to zrobi. Nie zamierzał jednak dotrzymać tej obietnicy. Padli sobie w ramiona i płakali oboje. Raskolnikow wyszedł. Był zadowolony, że w domu nie było jego siostry. Dotarł do swojego pokoiku i tam ją zastał. Cały dzień spędziła ona z Sonią i wiedziała już o wszystkim. Zaczęli rozmowę o tym, że musi on odcierpieć swoje winy. Początkowo się z tym zgadzał, ale zaraz ogarnęła go złość. Przecież usunął on tylko paskudną wesz, która żerowała na najbiedniejszych. Nie czół się winny. Inni robią to codziennie babrząc się we krwi i uchodzi im to na sucho. Pożegnał się z siostrą. Stwierdził, że jest złym człowiekiem. Nie chciał jednak iść na katorgę, żeby odkupić swoją winę. To nie była zbrodnia, a więc nie może też być winy. A jednak szedł.

Zbrodnia i kara – Część VI – Rozdział VIII

Sonia czekała na Raskolnikowa pełna obaw. Był już wieczór a on nie zjawił się jeszcze. Cały dzień spędziła z Dunią. Zbliżyły się bardzo do siebie. Teraz jednak była sama. Gdy zaczynała już myśleć, że Rodia zrobił coś głupiego, zjawił się. Powiedział jej, że przyszedł tu aby powiedzieć, że podjął decyzję. Pójdzie i weźmie na siebie ten krzyż. Przyzna się. Chce, żeby dała mu ona krzyżyk, który już wcześniej mu ofiarowała. Ze łzami w oczach zrobiła to. Gdy zaczął się zbierać do wyjścia chciała z nim iść. Zdenerwowało go to. Kategorycznie jej tego zakazał i nie żegnając się nawet wyszedł. Idąc ulicą uświadomił sobie swoje niegodne zachowanie. Znowu pomyślał jak podłym jest człowiekiem. Swoje kroki skierował na plac Sienny, a nie prosto do komisariatu. Idąc przez tłum ludzi przypomniał sobie słowa Sonii. Chciała, żeby padł on na kolana, całował ziemię i wyznał przed wszystkimi swoje winy. Tak znajdzie odkupienie. Zrobił to, poza wyznaniem winy. Słowa nie chciały przecisnąć się przez jego gardło. Kątem oka zauważył Sonię. A więc szła ona za nim. Zrozumiał, że do końca życia będzie już z nim związana. Gdy dotarł na komisariat zastał tam podpitego Ilię Pietrowicza Procha. Nie chciał iść z wyznaniem do Porfirego. Nie był jednak w stanie wyznać winy. Powiedział, że szuka Zamiotowa. Okazało się, że już tu nie pracuje. Poroch zaczął go przepraszać za swoje poprzednie zachowanie wobec niego. Później z jego ust wylewał się potok słów. Sypał żarcikami i był zadowolony z siebie. Z jego ust dowiedział się o samobójstwie Świdrygajłowa. Wstrząsnęło to nim. Jeszcze wczoraj rozmawiał z nim i nic na to nie wskazywało. Pożegnał się i wyszedł oszołomiony. Na podwórku spotkał Sonię. Nie odzywali się. Popatrzył jej w oczy i wrócił na górę. Podszedł do zdziwionego Procha siedzącego za biurkiem i po chwili, trzęsącymi się ustami powiedział: To ja zabiłem wtedy siekierą tę starą emerytkę i jej siostrę Lizawietę oraz je ograbiłem.

KONIEC CZĘŚCI VI

<< Zbrodnia i kara – Część V | Zbrodnia i kara – Epilog>>