Zbrodnia i kara – Część V – Rozdział I
Łużyn był zły na siebie za to, że doprowadził do takiej sytuacji. Dunia nie musiała z nim zrywać, gdyby zachował się inaczej. Jego duma była urażona. Obawiał się nawet, czy te przeżycia nie spowodowały zmian na jego twarzy. Patrząc w lustro z ulgą zauważył, że tak się nie stało. Przez cały następny dzień spotkały go niepowodzenia, tak że wieczorem był poirytowany i niechętnie słuchał oracji swojego współlokatora Liebiezatnikowa. Zamieszkał z nim głównie z powodu swojego skąpstwa. Ale również dlatego, że przed przyjazdem do Petersburga słyszał, że jest on dobrze ustosunkowany w odpowiednich kręgach. Był on jego wychowankiem, więc mieszkanie z nim mogło mu w wielu przypadkach pomóc. Potrzebował przecież rozeznania w sytuacji. W tym kto i jak może mu zaszkodzić, kto może mu pomóc, albo kogo można wykorzystać. Na nieszczęście młodzieniec okazał się całkowitym idiotą i teraz Piotr Pietrowicz kpił sobie z niego jawnie, podśmiewając się i naigrywając. Siedział właśnie przy stole przeliczając bilety pieniężne i obligacje. Wiedział, że to zrobi wrażenie na jego współlokatorze. Tak faktycznie było. Andrzej Siemionowicz patrzył na to z zazdrością. Zaczął po raz kolejny wyłuszczać swoją teorię na temat komun, które ostatnio powstawały. Mówił jak powinno się zachowywać, co jest właściwe a co nie, jaka jest w tym wszystkim rola kobiet i tym podobne rzeczy. Łużył słuchał go nieuważnie, co jakiś czas wtrącając nieuprzejme uwagi. Szczególnie na temat jego stosunków z Katarzyną Iwanowną, która obok przygotowywała właśnie stypę, oraz Sonią. Lebiezatnikow pomawiany był o pobicie tej pierwszej, a do drugiej miał wyraźną słabość. W końcu Łużyn przerwał jego tyradę i poprosił, żeby zaprosił tutaj Sonię właśnie. Słyszał bowiem, że goście już się pojawili, więc na pewno i ona będzie tam obecna. Liebiezatnikow spełnił jego prośbę, po chwili wchodząc do pokoju wraz z nią. Na prośbę Piotra Pietrowicza został z nimi podczas tej rozmowy. Łużyn nie chciał być posądzony o cokolwiek, tym bardziej że tuż obok przebywał już znienawidzony przez niego Raskolnikow. Sonia była bardzo speszona. Nie była pewna co ją czeka. Okazało się, że jej rozmówca zaproponował jej pomoc. Wiedział, że sytuacja rodziny jest fatalna. Katarzyna Iwanowna była chora i niedługo zapewne umrze. Do tego pozbawiła ich ostatnich środków, które wydała na tak wystawną stypę. Oni wszyscy pozostaną sami. Łużyn chciałby więc zorganizować dla nich loterię, albo coś w tym rodzaju. A na razie może ofiarować dziesięć rubli. Niech to będzie dobry początek. Poprosił jednak aby pozostało to między nimi. Sonia przyjęła pieniądze i wyszła. Liebiezatnikow zaczął wychwalać jego postawę. Mówił, że nie spodziewał się tego po nim. Dobroczynność nie będzie, według niego, potrzebna w przyszłości ale teraz była jak najbardziej wskazana. Łużyn mało go słuchał. Był czymś wyraźnie zdenerwowany.
Zbrodnia i kara – Część V – Rozdział II
Katarzyna Iwanowna sama nie była do końca pewna z jakiego powodu zorganizowała wypominki. Zużyła na nie połowę pieniędzy jakie dostała od Raskolnikowa. Być może chciała uczcić śmierć swojego męża. Być może chciała pokazać wszystkim, że nawet w chwili, gdy została sama umie sobie dać radę. Zdołała przygotować wszystko i teraz oczekiwała na zaproszonych gości. Pomagało jej kilka osób. Jednym z nich był jakiś Polaczek, który przypałętał się nie wiadomo skąd. Była nią też Amelia Iwanowna, która bardzo zyskała w jej oczach. Trwało to jednak niedługo, ponieważ charakter wdowy był taki, że szybko od wychwalania przechodziła do ganienia. Jej nastrój zmienił się i z zadowolenia przeszedł w irytację. Pogłębiało ją jeszcze to, że na wypominkach zjawiły się jakieś same szumowiny. Nie przyszedł nikt z porządnych gości. Nie było Piotra Pietrowicza, który jednak usprawiedliwił się przy pomocy Sonii. Nie było również dam, które niedawno wprowadziły się do pokoju obok. Wprawdzie Katarzyna Iwanowna zdążyła je już znienawidzić, ale zaprosiła je właśnie po to, żeby pokazać swoją wyższość. Na szczęście przybył Raskolnikow, którego przyjęła serdecznie i posadziła obok siebie. Był on, w jej mniemaniu, jedynym osobnikiem z wyższym wykształceniem i miał już w niedługim czasie, jak wiadomo, objąć katedrę profesorską na uniwersytecie. Taka była jej wersja.
Goście rozsiedli się przy stołach i zaczęli się częstować. Niektórzy szybko upili się i zaczęli zachowywać nieprzyzwoicie, co spotęgowało irytację gospodyni. Zaczęła obwiniać o wszystko tą Niemrę, która starała się być lepsza od wszystkich, a która nie dorastała jej nawet do pięt. Następnie zaczęła opowiadać jakim to dobrym człowiekiem był jej zmarły mąż, ostro odpowiadając na docinki różnych indywiduów dotyczących szarpania za włosy i tym podobnych spraw. W końcu rozmarzyła się. Planowała, że wróci do swojego rodzinnego miasta i tam zacznie, wraz z Sonią, prowadzić pensję dla porządnych panien. Pokazywała przy tym wszystkim dyplom z pochwałą, który zaświadczał o tym, że jej ojczulek był pułkownikiem. Mogła więc nazywać siebie pułkownikową. Rozrzewniła się i zaczęła nawet płakać. Nie przeszkodziło to Amelii Iwanownej wszcząć z nią kłótni. Była bowiem bardzo zirytowana tym, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Wysłuchała też wiele uszczypliwych uwag od Katarzyny Iwanownej. Teraz więc zaczęła zbierać swoje srebrne łyżki, które użyczyła na wypominki i domagać się zapłaty czynszu. Już od dawna bowiem nie miała go płaconego. Wdowa nie była jej dłużna więc awantura wzmagała się. Skończyło się na tym, że właścicielka nieruchomości kazała im się natychmiast wynosić. Na to wszystko zjawił się Piotr Pietrowicz.
Zbrodnia i kara – Część V – Rozdział III
W pierwszej chwili Katarzyna Iwanowna ucieszyła się na widok wchodzącego. Ale gdy ominął on ją nie przyznając się, do wymyślonej przez nią, znajomości z jej ojczulkiem, stanęła zdziwiona. Jeszcze większe było jej zdziwienie, gdy oskarżył on Sonię o to, że będąc w jego pokoju ukradła sto rublowy bilet. Opowiedział wszystkim o tym jak przeliczał pieniądze leżące na stole, jak Sonia rozmawiając z nim była bardzo zdenerwowana i kilkakrotnie chciała wychodzić. Świadkiem wszystkiego był Lebiezatnikow, który przez cały czas był w pokoju. Teraz stał w wejściu i przyglądał się wszystkiemu. Sonia stała jak oniemiała, nie umiejąc wydobyć z siebie słowa. W końcu cicho zaprzeczyła wszystkiemu. Całe zajście, oparty o ścianę, obserwował również Raskolnikow, nie odzywając się jednak. Po chwili z zaskoczenia otrząsnęła się Katarzyna Iwanowna. Rzuciła się w stronę Sonii, objęła ją a Piotra Pietrowicza obrzuciła wyzwiskami, zarzucając mu kłamstwo. Powiedziała, że mogą przeszukać oskarżoną. Nie czekała aż ktoś to zrobi. Sama zaczęła wywracać jej kieszenie do góry nogami. Jakież było zaskoczenie wszystkich, gdy po wyszarpnięciu jednej z kieszeń wyleciał z niej zwinięty bilet stu rublowy. Na chwilę zapanowała cisza. Łużyn triumfował. Nikt nie mógł zaprzeczyć jego słowom. Powiedział nawet, że kierując się miłosierdziem i wspaniałomyślnością puści wszystko w niepamięć. Nie pozwolił mu jednak na to Lebiezatnikow. Powiedział zwracając się do wszystkich, że wyraźnie widział jak Łużyn ukradkiem, żegnając się z Sonią przy drzwiach wsunął jej do kieszeni ten bilet. Piotr Pietrowicz stracił rezon. Początkowo nie wiedział co powiedzieć. W końcu stał się arogancki mówiąc, że nie puści tego płazem. Zebrani biesiadowicze byli wobec niego coraz bardziej agresywni. Całkowicie zdezorientowana była Amelia Iwanowna, która początkowo triumfowała, zadowolona z tego oskarżenia. Teraz stała z rozdziawioną gębą nie wiedząc o co chodzi. Tu wkroczył Raskolnikow. Powiedział, że wie dokładnie dlaczego Łużyn posunął się do takiej podłości. Opowiedział o wydarzeniach ostatnich dni z nim związanych. O tym, że Łużyn został wyrzucony przez jego siostrę, której był narzeczonym. Cała ta intryga miała na nowo dopuścić go do jej łask. Wcześniej zarzucał on Rodii, że Sonia nie jest godna żeby siedzieć obok jego siostry. Gdy okazało się, że jednak siedziała stracił swoje argumenty. Teraz gdyby okazało się, że Sonia jest również złodziejką, mógłby udowadniać że broni on czci swojej niedoszłej narzeczonej. To jeszcze bardziej rozsierdziło zebranych. Ze stołu poleciały szklanki. Nie trafiły jednak w Łużyna, który był celem a który zdołał wyjść z pomieszczenia, lecz w Amelię Iwanowną. Spowodowało to jej wybuch. Zaczęła krzyczeć do leżącej na łóżku Katarzyny Iwanownej, że to wszystko jej wina i żeby się wynosiła. Zrzucała przy tym na podłogę wszystko co wpadło jej pod rękę. Nieszczęsna kobieta zerwała się na nogi i zaczęła krzyczeć, że znajdzie ona sprawiedliwość. Zostawiła dzieci i wybiegła na ulicę szukać jej tam. Nie wiadomo jak. Nie wiadomo gdzie. Raskolnikow postanowił natomiast udać się do Sonii, która już wcześniej uciekła do swojego mieszkania.
Zbrodnia i kara – Część V – Rozdział IV
Raskolnikow idąc do Sonii zastanawiał się czy wyznać jej to co obiecał podczas ostatniego z nią spotkania. Szukał jakichś wymówek, argumentów za tym żeby tego nie robić, ale nie znajdywał ich. Gdy doszedł na miejsce przyjęła go z wdzięcznością. Mówiła, że gdyby nie on nie wie co by się z nią stało. W jej oczach widać było uwielbienie dla niego. Rodia mówił, że mogła przez Łużyna pójść do więzienia. Zadał jej pytanie, czy gdyby mogła zdecydować kto ma żyć, taki Łużyn czy Katarzyna Iwanowna to co by wybrała. Ona odpowiedziała patrząc na niego zdumiona, że nie jej jest o tym decydować. To Bóg podejmuje takie decyzje. Przyznał jej rację. Chwilę milczał walcząc ze sobą. Sonia przyglądała mu się z niepokojem. W końcu postanowił. Zaczął mówić w trzeciej osobie o osobniku, który zabił Lizawietę. Sonia domyśliła się szybko, że mówi o sobie. Najpierw opanowało ją przerażenie, potem litość dla niego. Powiedziała, że go nie opuści, tym samym wyznając mu miłość. Starała się zrozumieć co go do tego popchnęło. Chciała tego wysłuchać. Obiecała, że na swój sposób wszystko zrozumie. Raskolnikow zaczął mówić. Jakiś czas temu zaczął zastanawiać się, czy jego idol Napoleon poświęciłby staruchę, żeby osiągnąć swoje cele? Odpowiedź brzmiała tak. Bez wahania udusiłby ją i nie zrobiłoby to na nim większego wrażenia. To był cały motyw. Sonia jednak nie uwierzyła mu do końca. Poprosiła żeby mówił bez przykładów. Powiedział, że ma ona rację. Naopowiadał jej bzdur. Wszystko sprowadzało się do pieniędzy. Chciał zapewnić sobie, swojej siostrze i matce byt. Skazani oni wszyscy byli bowiem na ustawiczną biedę i walkę o przetrwanie. Było to najgorsze co mogła usłyszeć. On zwiesił głowę i powiedział, że to też nie jest prawda. Prawdą było to, że wpadł w obłęd. Tak naprawdę mógł się utrzymać i studiować, tak jak to czyni Razumichin, ale nie chciał. Zabił tylko po to żeby udowodnić sobie, że może to zrobić. To świadczyć miało o jego wartości jako jednostka, co oczywiście było absurdem. To diabeł zaprowadził go tam i kazał zabić, a później, już po wszystkim uświadomił mu, że nie miał prawa tego czynić. Zakpił z niego i skazał na potępienie. Sonia była bardzo przejęta. Mówiła, że jedynym sposobem odkupienia winy jest cierpienie. Powinien skazać siebie na katorgę i w ten sposób ponownie uzyskać łaskę boską. Raskolnikow nie podzielał jednak jej zdania. Miał się oddać w ręce tym, którzy co dzień zabijają miliony? Jak mogliby wymierzać mu sprawiedliwość, sami mając na rękach tyle krwi? Nie, nie podda się. Jeszcze z nimi powalczy. Mają przeciw niemu tylko poszlaki, a to nie pozwala na udowodnienie mu winy. Może zamkną go do więzienia, ale w końcu będą musieli wypuścić. Zapytał ją czy będzie go odwiedzać gdy się tam znajdzie. Odpowiedziała, że tak. Dała mu swój krzyżyk, który miał założyć gdy już się tam znajdzie. Ona nosić wtedy będzie inny. Otrzymany od Lizawiety. Razem będą nieść ten krzyż. Dalszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Stanął w nich Liebiezatnikow.
Zbrodnia i kara – Część V – Rozdział V
Przybyły z przejęciem zaczął opowiadać o obłędzie Katarzyny Iwanowny. Wróciła ona poturbowana. Mówiła, że była u jakiegoś generała i czymś w niego rzuciła. Teraz przygotowywała dzieci do występów na ulicy. Twierdziła, że nic innego im nie pozostało. Sonia nie słuchała dalej jego wywodów. Wybiegła z mieszkania. Wyszli również Raskolnikow i Liebiezatnikow. Szli obok siebie. Rodia pogrążony był we własnych myślach i nie słuchał paplaniny jego towarzysza. Temu nie zamykała się buzia. Gdy przechodzili obok kamienicy, w której mieszkał, Raskolnikow bez ostrzeżenia skręcił i udał się do swojego pokoju. Liebiezatnikow stanął zaskoczony ale po chwili ruszył biegiem przed siebie. Rodia nie wiedział po co się tu zatrzymał. Myślał o jego rozmowie z Sonią i o tym, czy dobrze uczynił mówiąc jej o wszystkim. Zastanawiał się czy powinien ją wciągać w to bagno, a jeżeli tak, to czy ona wytrzyma. Te rozmyślania przerwała mu siostra, która nagle pojawiła się w drzwiach. Powiedziała, że od Razumichina dowiedziała się o podejrzeniach jakie są na niego rzucane. Rozumie dlaczego się od nich odsunął i nie ma o to do niego pretensji. Jeżeli kiedykolwiek potrzebowałby jej pomocy to niech tylko krzyknie, a ona zjawi się natychmiast. Gdy to powiedziała wstała i skierowała się do wyjścia. Raskolnikow zatrzymał ją. Powiedział, że Razumichin to uczciwy i szczery młody człowiek. Zdziwiła się słysząc takie stwierdzenie. Brzmiało jak jakiś testament. Rodia nie ciągnął dalej tematu. Powiedział do niej żegnaj siostro i rozstali się. Po chwili on również wyszedł ze swojego pokoju. Na ulicy znalazł go Liebiezatnikow, który powiedział że Katarzyna Iwanowna realizuje swój plan. Poprzebierała dzieci i teraz występuje z nimi na ulicy. Dotarli do nich szybko. Wokół zebranych było pełno gapiów. Jednak przedstawienia nie można było nazwać występem. Najmłodsze dzieci, Lidoczka i Kola, płakały. Katarzyna Iwanowna cały czas je strofowała sama starając się coś śpiewać. Nie mogła jednak tego czynić ponieważ przeszkadzał je kaszel oraz jej ataki na podśmiewujących się z nich gapi. W pewnym momencie, widząc zbliżającego się mundurowego, najmłodsze dzieci zaczęły uciekać. Matka puściła się za nimi pędem. Po krótkim biegu padła jednak na ulicę. Z jej ust sączyła się krew. Zaniesiono ją do mieszkania Sonii, która mieszkała nieopodal. Tam majaczyła jeszcze jakiś czas, w chwilach świadomości martwiąc się o swoje dzieci. W końcu wyzionęła ducha. Raskolnikow stał przy oknie, gdy podszedł do niego Świdrygajłow. Rodia był zaskoczony. Jego rozmówca powiedział, że zapewni byt sierotom. Wyciągnie również z tego bagna Sonię. Chce żeby przekazał on Eudoksji Romanownej informację, że tak rozdysponuje dziesięć tysięcy, które jej obiecał. Później zaczął powtarzać słowa, które Raskkolnikow wypowiadał rozmawiając z Sonią. Słysząc to Rodia zbladł. Nie było wątpliwości, że wie on o wszystkim. Słyszał wszystko co zostało powiedziane w tym pokoju. Świdrygajłow przyznał się, że mieszka w pokoju obok i wszystko słyszał. Nadzwyczajnie zainteresowała go osoba Raskolnikowa i był pewien, że się jeszcze zaprzyjaźnią.
[metaslider id=1923]