Przedwiośnie – Część III – Wiatr od Wschodu

Wróciwszy do Warszawy Cezary ponownie zapisał się na medycynę. Zamieszkał w obskurnej kamienicy, w której znajdował się obskurny pokój. Jego współlokatorem był niejaki Buławik, typ nieprzyjemny, ale Cezary musiał korzystać z jego gościnności, ponieważ w kieszeni jego były pustki. Sytuację finansową na chwilę poprawiła sprzedaż fraka, na którym czuć jeszcze było perfumy Laury, ale gdy pieniądze z jego sprzedaży skończyły się, musiał udać się do pana Gajowca. Unikał tego aż do tej pory. Pan wiceminister ucieszył się bardzo na jego widok i zaprosił do swojego mieszkania po południu. Cezary, gdy się tam znalazł czuł się nieswojo ponieważ znowu musiał prosić go o pomoc i nie widział jak to zrobić. Rozmowa rozpoczęła się od pytania gospodarza o pobyt na wsi, a Cezary wykręcał się od odpowiedzi jak mógł. Zmienił temat, pytając o portrety osób wiszących na ścianach w pokoju, w którym rozmawiali. Okazało się, że przedstawiały one wizerunki Polaków, którzy podczas carskich czasów rozpłynęli się w tłumie i biedzie. W innym miejscu i czasie byliby zapewne wybitnymi postaciami, którym stawiano by pomniki. Oni byli mentorami pana Gajowca, to z ich nauki płynęła wiedza i dzięki nim dowiedział się co to znaczy Polska. Byli to Marian Bohusz – przyrodnik, Stanisław Krzemiński – członek Rządu Narodowego w 1863 roku oraz Edward Abramowski – filozof i socjolog. Teraz ich nauki wprowadza on w czyn w wolnym kraju, a portrety te wiszą w jego pokoju aby przypominać mu o nich. Jednak nie wszystko da się zrobić od razu. Dopiero pierwszy wiaterek wiosny owionął ich twarze, jest to jakby przedwiośnie istnienia

tego młodego państwa, nie jest łatwo i nie wszystko można zrobić od razu. Cezary sceptycznie oceniał działania państwa, w szczególności w sprawie biedoty która żyła jakby w niewoli egzystencji, a Polacy z niektórych miejsc byli wypierani. Tak działo się w dzielnicy żydowskiej, przez którą młody student przechodził codziennie idąc na wykłady, gdzie niewielu już rodaków można było znaleźć, a gdzie nie brakowało także biedy.

Szymon Gajowiec, poza pracą urzędnika, zajmował się również wieczorami inną pracą. Pisał książkę o Polsce nowożytnej, zrośniętej z trzech kawałków, z sąsiadami nie ułatwiającymi jej bytu, z obcym prawem, pieniędzmi i wszechobecną biedą i ciemnotą. Cezary został jego pomocnikiem, którego zadaniem było zbieranie i analizowanie danych potrzebnych do napisania tego dzieła. Po południu i wieczorami siedział i wertował stosy dokumentów, za co pan Gajowiec płacił mu ze swojej własnej kieszeni. Te pieniądze zapewniły Baryce byt w Warszawie. Przynajmniej na jakiś czas. Przebywanie ze starszym panem, jakim był Gajowiec, miało i swoje gorsze strony. Lubił on bajdurzyć, wspominać dawne czasy i ludzi, co dla Cezarego było mało istotne. Szymon Gajowiec był też mistykiem. Wierzył w cuda. Według niego pierwszym było odrodzenie państwa polskiego, a drugim cud nad Wisłą i przegonienie bolszewików. Opowiadał też o rewolucjoniście, który przekradał się przez graniczną rzekę i nawoływał robotników do powstania przeciw caratowi oraz o modlitwie, dokonanej w kapliczce pod Drohiczynem i w obecności matki Cezarego. Modlił się on tam o pomyślność dla ludzi Podlasia. I oto wszystko się zmieniło. Modlitwa ostała wysłuchana. Wiele takich opowieści musiał wysłuchać młody student. Puszczał je mimo uszu, ponieważ nie podzielał entuzjazmu swego rozmówcy. W jego głowie cały czas tkwiło wspomnienie o pięknej Laurze i chwilach z nią przeżytych. Nie podzielał też radości z nowej Polski. Wszędzie widział biedę, wrzody, strupy i sińce zdane przez władzę, która nie chciała być słabsza od zaborców. Nie podobało mu się tutaj!

W tym czasie w jego pokoju zaczął ich odwiedzać pewien student prawa. Był to Lulek, nie najmłodszy już, chorowity i niewielkiej postury. Miał natomiast fenomenalną pamięć i prowadził długie dysputy z Cezarym. Buławik natomiast był jego kasą pożyczkową i to również przyciągało go do tego pokoju. Między nim a Baryką powstała więź, która spowodowała że Cezary obnażył swoją duszę, opowiadając mu o niektórych wydarzeniach w Nawłoci. Lulek nie komentował ich, nie dawał rad. Rezultatem uważnego wysłuchania tej jakby spowiedzi było potępienie takich laur, barwickich i w ogóle stylu życia szlachty, która jest już przeżytkiem. Lulek nade wszystko był wrogiem młodego państwa polskiego. Codziennie śledził gazety szukając w nich znaków szybkiego jego upadku, a gdy znajdywał informacje o powolnych reformach, które poprawiają sytuację, chorował jakby bardziej. Drżał z rozkoszy, gdy czytał natomiast o działaniach ościennego mocarstwa. O srogich karach dla kontrrewolucjonistów, mordowaniu tysięcy i dziesiątkowaniu więźniów. Pociągała go ta ideologia, której kiedyś również uległ Cezary. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nie zgadzał się kompletnie z Lulkiem. Dla niego, który przemaszerował ziemię polską wzdłuż i wszerz walcząc ze zwyrodniałym wrogiem, granice państwa które ustanowili były jakby świętością.

Któregoś dnia do pokoju wpadł Lulek z informacją, że jutro odbędzie się spotkanie organizacyjno informacyjne partii i on, Cezary musi na nim być. Baryka bez entuzjazmu i kpiąc z zapału kolegi zgodził się wziąć w nim udział. Następnego dnia około dziesiątej razem ruszyli na miejsce spotkania. Lulek dość teatralnie sprawdzał czy nie są śledzeni, ale jak to stwierdził Baryka, burżuazyjny rząd polski nie interesował się takim zerem jak ten młody prawnik. Gdy dotarli na miejsce okazało się, że spotkanie odbyć się ma w siedzibie firmy Polex, zajmującej się eksportem. Po chwili oczekiwania zjawiło się tam siedem osób, które miały przemówić do zebranych. Przekonywali, że należy skończyć z kapitalizmem i burżuazją. To robotnicy, którzy żyją w nędzy, są pozbawieni kultury i zmierzają w kierunku zwyrodnienia, powinni przejąć władzę i raz na zawsze zakończyć podział społeczeństwa na klasy. Gdy tak się stanie i wszyscy zostaną robotnikami, nie będzie odwiecznych konfliktów pomiędzy nimi. Później lekarka, która była w grupie mówców przytaczała dane ile dzieci zmarło na suchoty, że średni czas życia robotnika to 39 lat a księdza 60 itp. Gdy zamilkła na chwilę Cezary podniósł rękę prosząc o głos, co spowodowało niepokój Lulka. Gdy niechętnie mu go udzielono, powiedział że te argumenty, które tu padają powinny być schowane jak najgłębiej, ponieważ klasa, która zmierza do zwyrodnienia nie może stać się odnowicielką świata. To ktoś powinien zająć się tą klasą i wydźwignąć ją z tego stanu. Tym kimś lub czymś być może jest odrodzone, młode państwo polskie. To stwierdzenie wywołało istną burzę wśród zebranych i ściągnęło na Cezarego nienawistne spojrzenia. Zaczęto mu wyłuszczać jak państwo polskie traktuje robotników i chłopów, jaki ich torturuje i gnębi. Te stwierdzenia wywołały wściekłość Baryki, który po krótkiej kłótni opuścił zebranie ścigany przez kpiące głosy. Wybiegł na chłodna i wilgotną ulicę a w głowie kotłowały mu się myśli związane z tym co się wydarzyło. Było mu zimno, więc wszedł do pierwszej kawiarni. Tam po dłuższym czekaniu znalazł miejsce przy oknie, zamówił herbatę z rumem, żeby się rozgrzać i obserwował ulicę. Widział tam ludzi zmierzających w sobie znanym kierunku a także policjanta przechadzającego się tam i spowrotem, przedstawiciela represjonującego systemu tego młodego państwa. Pojawił się też Żyd, pchający wózek, którego policjant popędzał i nakazywał szybkie usunięcie z drogi. Mało zwracał uwagi na drobnych złodziejaszków węglowych, którzy pojawiali się zaraz gdy podjeżdżał wóz z węglem aby zaopatrzyć kamienice w tak potrzebny o tej porze roku opał. Pojawiali się oni szybko, zbierali rozsypany miał i najmniejsze drobinki i równie szybko znikali, żeby uniknąć reakcji posterunkowego. A on po przepędzeniu Żydka znowu chłodno spoglądał na przechodzących ludzi i przejeżdżające auta.

[metaslider id=1923]

Cezary długo siedział tam obserwując przechadzającego się policjanta, tego strażnika systemu. W końcu jednak musiał się ruszyć i iść do pracy. Jego pracodawca czekał już na niego, choć Cezary miał nadzieję go nie zastać. Kipiała w nim złość. Zaatakował go, mówiąc że wraca właśnie z zebrania komunistów. Zaczął mu wyrzekać że nic dobrego nie robią dla Polski, wszystko co czynią to pozory tylko, że gnębią lud i boją się podjąć radykalnych kroków, które mogłyby poprawić sytuację w tym młodym państwie. Słowem wykrzyczał wszystko to co słyszał od propagandzistów będących na spotkaniu. Gajowiec cierpliwie odpowiadał mu, mówiąc że wszystko osiągną, ale powoli. Na razie jedyną ideą jest obrona tej młodej państwowości. Ma ona bowiem wokół i wewnątrz wielu wrogów, którzy znowu chcieliby ją zepchnąć w niebyt a ten lud, który według Baryki tak jest gnębiony, zamienić w niewolników. Nie przekonali siebie nawzajem.

[metaslider id=2519]

Ale niedługo potem zdarzyło się coś co pozwoliło mu zapomnieć o polityce. Dostał list od Laury, w którym ta informowała go ona, że będzie w Warszawie i jeżeli chce może się z nią spotkać. Miejsce spotkania naznaczone było w Ogrodzie Saskim. Cezary był tam o wiele wcześniej i obserwował okolicę. Spodziewał się bowiem podstępu Barwickiego, oraz nie był pewny co do uczuć jakie żywił do Laury. Gdy ją jednak zobaczył miłość rozgorzała w nim na nowo. Była tak powabna, tak piękna, że ruszył do niej natychmiast. Gdy się spotkali wyznał jej miłość po raz nie wiadomo który, a ona wyrzekała mu że ją zostawił. A przecież była szansa żeby wyrwała się od Barwickiego, jego wyjazd spowodował że nie pozostało jej nic innego jak wyjść za niego, żeby ratować swój honor. To wyznanie zszokowało Czarka i stracił na chwilę głos. Gdy go odzyskał zaproponował żeby stąd poszli. Ale Laura nie mogła już z nim nigdzie iść. Nie po tym jak dała słowo honoru innemu mężczyźnie i została jego żoną. Nie mogła go złamać! Cezarym znowu zatargała zazdrość, złość i wszystko co najgorsze. Zaśmiał się złowieszczo z tego co powiedziała i pomimo próśb dziewczyny, aby nie psuł tej chwili, pożegnał się i odszedł. Szedł ulicami miasta, w  którym właśnie rozpoczynało się przedwiośnie.

Tego dnia przed Belwederem rozpoczęła się manifestacja robotników, której przewodzili komuniści. W pierwszym szeregu, wśród innych aktywistów parli na przód Lulek i Baryka. Gdy docierali już w pobliże pałacu naprzeciw nim wysunął się oddział piechoty. Widząc to Cezary wysforował się samotnie naprzód i ruszył na zwarty sznur żołnierzy.

Koniec

<< Przedwiośnie – Część II – Nawłoć


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *