W służbie małego sabotażu
Pierwszą akcją w służbie Małego Sabotażu były witryny fotografów, którzy powystawiali w nich zdjęcia Niemców i na wezwanie organizacji nie chcieli ich usunąć. Wyróżnił się tu Alek, który po długim planowaniu i przygotowaniach przeprowadził jedną z nich. Przełamując strach objechał centrum miasta i rozbił cztery szyby. Wracał do domu w poczuciu spełnionego obowiązku i dumny z siebie. Akcja prowadzona była przez kilka tygodni i dała doskonałe rezultaty. Z ulic miasta zniknęły fotografie osób w niemieckich mundurach. Gorsze wyniki dała druga akcja, równolegle prowadzona. Chodziło o odstraszenie widzów od sal kinowych, w których propaganda niemiecka wyświetlała swoje indoktrynujące filmy, a z których dochód zabierali Niemcy dla siebie. Tu nie pomogły żadne działania: napisy na murach, gazowanie sal kinowych i wywoływanie pożarów. Nie pomogło również to, że hitlerowcy zaczęli urządzać tam łapanki. Wawer musiał się poddać. W tej akcji z kolei wyróżnił się Rudy. Obaj zjednoczyli swoje siły podczas wykańczania Paprockiego. Był to restaurator, który regularnie ogłaszał się w Nowym Kurierze Warszawskim informując, że pośredniczy w prenumeracie niemieckich gazet propagandowych. Postanowiono dać mu nauczkę. Po dłuższym czasie nękania, wybijania szyb i innych działaniach, bliski obłędu restaurator wywiesił w swojej witrynie ogłoszenie, że nie pośredniczy już w prenumeracie niemieckich pism. Działania dały doskonały rezultat!
Innym rodzajem działalności małego sabotażu były wystąpienia przeciw okupantowi, które miały pokazać, że podbity kraj nie został pokonany. Ważną akcją była gra na słowa, czyli wojna z Goebbelsem. Warszawa co rusz pokrywała się różnymi propagandowymi tekstami, które z dużym nakładem środków wywieszali Niemcy. Chłopcy sprytnie, przy pomocy zmiany czasem jednej litery, a czasem słowa zmieniali sens napisu. Zamiast pokazywać siłę i potęgę Niemiec często, po zmianie ośmieszał ich. Inną akcją był atak na sklepy wędliniarskie, które sprzedawały wędliny i mięso tylko Niemcom, co było wielką prowokacją w głodującej Warszawie. Zośka z Rudym przygotowali kilka probówek gazowych i po testach postanowili zaatakować. Któregoś dnia w południe, gdy ruch w sklepie był największy Zośka wparował do środka, położył próbówkę z tlącym się lontem na ladzie i zanim Niemcy zorientowali się o co chodzi wybiegł. Rudy natomiast zatrzasnął drzwi i nałożył kłódkę na zewnętrzne kółka odcinając klientom drogę ucieczki. Niestety kłódka okazała się za mała i nie chciała zamknąć. Rudy musiał uciekać gdy do sklepu zaczęli zbliżać się policjanci, a jakiś usłużny przechodzień wypuścił Niemców ze sklepu wypełnionego gryzącym dymem. Inną akcją było zrywanie niemieckich flag, regularnie wywieszanych podczas świąt. Tutaj wyróżniał się Alek, w którym zawsze ambicja i odwaga brała górę. Zrywał on największe flagi na najruchliwszych ulicach, czym wzbudzał podziw kolegów. Nie chciał być od niego gorszy Rudy i któregoś dnia zaprezentował mu wielkie płótna flag, które jeszcze niedawno wisiały na Zachęcie. Wzbudził tym u niego szacunek i zaskoczenie.
Wydawać by się mogło, ze chłopcy przeprowadzali te akcje spontanicznie, bez zastanowienia i przygotowania. Nic bardziej mylnego. Wszystkie one były przemyślane i wcześniej przygotowane w najdrobniejszych szczegółach. Mózgiem grupy był Zośka. To on odznaczał się talentem organizatorskim i przywódczym, a wszyscy pozostali przyjęli jego przywództwo bez sprzeciwu. Umiał sprawnie działać, był opanowany i szybko podejmował decyzje. W chwilach zagrożenia te jego cechy wzmagały się jeszcze, powodując że wszyscy nabierali do niego coraz większego zaufania. Jego wpływ, a także doświadczenie jakiego nabywali z każdą przeprowadzoną akcją powodował, że stali się najbardziej efektywną i zgraną grupą sabotażową. Do Wawra i ich grupy zaczęli garnąć się młodzi. Było ich wielu. Po niedługim czasie Zośka stał się komendantem większej grupy a Alek i Rudy mieli również swoje, mniejsze oddziały. W końcu przyszedł czas na złożenie przysięgi. Odbyła się ona w pełnym trofeów z przeprowadzonych akcji mieszkaniu Alka. Był sam komendant Wawra, który na koniec powiedział im, że są najlepszym zespołem małego sabotażu, ale nie mogą się w nim zatracić, ponieważ już niedługo potrzebni będą do większych czynów.
[metaslider id=1923]
Ważnymi akcjami grupy były te podczas świąt narodowych 3 maja i 11 listopada. W pierwsze obwieszano stolicę biało czerwonymi flagami lub malowano na ścianach takie kredą. Grupa Rudego zarzucała flagi na druty tramwajowe a grupa Alka wieszała je na latarniach ulicznych. W święto niepodległości natomiast malowano na ścianach napis Polska zwycięży i oczywiście Alek i Rudy robili to w newralgicznych punktach miasta. Któregoś razu zdobyto również tysiąc egzemplarzy Nowego Kuriera Warszawskiego, opieczętowano je kotwicą, znakiem Polski Walczącej oraz życzeniami imieninowymi dla dwóch Władysławów: Sikorskiego i Raczkiewicza. W godzinę potem wszystkie egzemplarze zostały sprzedane. Alek nie brał udziału w tej ostatniej akcji, ponieważ przebywał wtedy na wsi. Całe więc laury zebrał Rudy, który znajdował się w znakomitej kondycji fizycznej i psychicznej. Poświęcał dużo czasu na własne kształcenie a jego wiecznie głodny wiedzy umysł chłonął każdą książkę, którą czytał jak powieść sensacyjną. Zbliżył się też z Zośką, który stawał się jego przyjacielem i towarzyszem rozmów na różne tematy o charakterze egzystencjalnym.
Ale, jak to w życiu, nie składa się ono z samych powodzeń. Były też i klęski, które w tamtej sytuacji sprawiały, że w oczy chłopaków zaglądała śmierć. Tak było z Jackiem Tabęckim, który po wyjściu z imienin kolegi zaczął zrywać świeżo nalepione plakaty niemieckie. Został złapany przez żandarmów a następnie odwieziony na Pawiak. Stamtąd trafił do Oświęcimia. Ciężko przeżył tą sprawę Zośka, ponieważ był to jeden z najbliższych mu ludzi. Próbował go wydostać, ale musiał pogodzić się z tą stratą. Zdarzenie to wycisnęło jednak piętno na grupie. Gdy następnym razem po akcji do mieszkania, w którym znajdowali się chłopcy wpadła policja, nie zastanawiali się długo. Przy pierwszej okazji uciekli i nikt nie był ich w stanie dogonić.
Najsłynniejszym wyczynem Wawra była sprawa napisu na pomniku Kopernika. Zaraz na początku okupacji Niemcy zasłonili napis Mikołajowi Kopernikowi ? Rodacy. Alek postanowił to zmienić. Wyczytał w encyklopedii, że urodził się on 19 lutego i postanowił ten dzień uczcić usunięciem ciężkiej zasłony. Zaczął przygotowania od oglądnięcia pomnika, później zbliżył się, udając ciekawskiego, żeby sprawdzić śruby mocujące. Okazało się, że bardzo łatwo dają się one odkręcić. Gdy usunął wszystkie, ciężka płyta spadła z hukiem. Alek rzucił się do ucieczki, ale o dziwo nikt nie zwrócił uwagi na to co się stało. Wrócił więc i postanowił wykorzystać sytuację do końca. Złapał ciężką płytę i nie zważając już na nikogo zaczął ją ciągnąć w stronę ulicy Oboźnej. Tam zakopał ją w zaspie, a po kilku dniach została wywieziona stamtąd w inne, bezpieczne miejsce. Całe to zdarzenie poruszyło wszystkich, a Niemcy ogłosili, że za ten czyn Warszawa zostanie pozbawiona pomnika Kilińskiego. Alkowi udało się kupić szablę z rozmontowywanego pomnika i wyśledzić, że zawędrował on do Muzeum Narodowego. Obwieścił to wielkim napisem na ścianie tegoż, informując stolicę, że pomnik tam właśnie się znajduje. Wszystkie te działania sprawiły, że stał się poszukiwany przez Gestapo, które któregoś dnia wpadło do jego mieszkania, a nie zastając go aresztowało bliską mu osobę. Alek musiał uciekać na wieś, do Basi, jego narzeczonej. W końcu mógł spędzać z nią całe dnie, co sprawiało mu wielką przyjemność, oraz spokojnie pomyśleć o przyszłości. Któregoś dnia przyszedł list od Rudego, który zapraszał go na jeden dzień do siebie. W czasie tego pobytu Alek oczywiście intensywnie działał w Małym Sabotażu. Był to czas kotwicy symbolu Polski Walczącej. Miała ona przyćmić swastykę niemiecką i chłopcy robili wszystko, żeby tak się stało. Wyróżniał się tu Rudy, który wymyślił stempel, którym szybko dało się stemplować budynki. W ogóle był on wynalazcą wielu usprawnień, które stosowała grupa. Jednak to nie zadowalało go. Opracował on plan namalowania wielkiej kotwicy na pomniku lotnika stojącym na placu Unii Lubelskiej. Plan zakładał pogaszenie wszystkich lamp i w ciemności, przy użyciu swojego wynalazku tzw. wiecznego pióra, namalowanie symbolu. Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki na placu nie pojawił się mistrz od zapalania i gaszenia latarni. Gdy odszedł wszystkie się paliły, a do tego zbliżała się godzina policyjna i nie było już czasu gasić ich ponownie. Nie powstrzymało to Rudego. Ruszył do pomnika i ku przerażeniu kolegów namalował kotwicę. Nic się nie stało i spokojnie mogli wrócić do domów.
Mały sabotaż nie był jedynym zajęciem grupy. Gdy Zośka został komendantem Szarych Szeregów, zaczął myśleć o przyszłości. Przyszłością tą była dalsza walka z okupantem. Powstanie!!!. Postanowił zorganizować ćwiczenia, które przygotują do tego młodzież. A było już ich około stu. Zostali podzieleni na piątki, każda otrzymała trasę przemarszu, po drodze mając do zrobienia różne zadania i ćwiczenia. Miejscem zbiórki była polana w lesie, gdzie wszyscy mogli spotkać się razem i ocenić siłę jaką tworzą. Zośka odczytał tam rozkaz, w którym mówił nie tylko o potrzebie walki z okupantem, ale również o potrzebie do przygotowania się do późniejszej służbie ojczyźnie, do stania się wzorowym obywatelem. Noc spędzili przy ogniskach przy cichym śpiewie i rozmowach a o świcie grupami i różnymi drogami wrócili do miasta. Zośka z Rudym trafili do Hali, koleżanki siostry Rudego. Zawsze miała herbatę i cukier i robiła na nich jakieś szczególne wrażenie.