Dziady to obrzęd obchodzony przez lud w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii jeszcze za czasów autora. Miał on swoje korzenie w czasach pogańskich. Dzięki niemu żyjący czcili dziadów, czyli zmarłych przodków. Zwyczaj ten zwano także ucztą kozła, gdyż na zakończenie żniw gromada zabijała kozła, zjadała go a szczątki zakopywała w ziemi, ofiarując je duchom przodków. W czasach Mickiewicza przerodził się on w ucztę w domu i połączył z obrzędem chrześcijańskim, gdyż wypadał w okolicach dnia zadusznego.
Guślarz rozkazuje pozasłaniać wszystkie okna, tak żeby do izby nie wpadało światło księżyca. Starzec oznajmia, że zostało to wykonane. Chór powtarza co chwilę: Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie? Guślarz wzywa wszystkie czyśćcowe dusze, niezależnie od tego gdzie się znajdują, oraz całą Gromadę. Rozpoczynają się bowiem Dziady. Jadła, pacierzy i napitków nie braknie. Prowadzący obrzęd zapala kądziel i wzywa na początek lekkie duchy, które dotąd nie uleciały do nieba. Pod sklepieniem pojawia się dwoje dzieci jako dwa aniołki. Jeden z nich odzywa się do będącej w pomieszczeniu wieśniaczki. Nazywa ją mamą i mówi, że jest im lepiej w raju niż u niej. Ale też dręczy ich trwoga, bo droga do nieba jest dla nich zamknięta. Na to Guślarz pyta się czego potrzebują, żeby mogły się tam dostać. Aniołek odpowiada, że proszą o dwa ziarna gorczycy. Dobrze im było bowiem na ziemi, a kto nie zazna goryczy w czasie życia doczesnego nie może dostać się do nieba. Gdy dusze dostają to po co przyszły, znikają.
[metaslider id=1923]
Ponieważ zbliża się północ Guślarz nakazuje postawić w izbie kocioł wódki i podpalić ją łuczywem. Jego zalecenia wykonuje Starzec. Informuje on prowadzącego obrzęd, że gdy podpalał buchnęło, zawrzało i zgasło. Guślarz wzywa tymczasem najcięższe duchy. Obciążone zbrodnią i bardzo bliskie czeluści piekielnych. Za oknem odzywa się głos, który krzyczy na kruki i inne ptaki, aby pozwoliły mu iść do kaplicy. Guślarz zauważa upiora i zwraca wszystkim uwagę na niego i jego wygląd. Jego postać jest zniekształcona a z głowy sypią się iskry i bucha ogień. Upiorem okazuje się być pan tej wioski. Narzeka na męczarnie jakie przezywa po śmierci. Na pytanie czego mu potrzeba aby dostać się do nieba, odpowiada, że nie o pójście do nieba mu chodzi. Sto kroć woli iść do piekła. Chce tylko opuścić ten padół. Żeby to się stało, to któryś z jego byłych poddanych musi nakarmić go i napoić. Tu odzywają się ptaki, które okazują się być poddanymi pana, zagłodzonymi przez niego na śmierć. Krzyczą i skrzeczą, że nie dadzą mu nic zjeść ani nic wypić. Wydziobią mu jadło nawet z ust, nawet z wątroby, byleby tylko cierpiał za ich krzywdy. Kruk przypomina mu jak to skazał go na chłostę za to, że chciał zjeść kilka jabłek z ogrodu, a przecież nie jadł od trzech dni. Mówi, że pan nie znał litości. Sowa żali się natomiast, że wygnał on ją na śnieg z małym dziecięciem. A przyszła tylko po zapomogę, ponieważ żyć nie mieli za co. Tam w zaspie zamarzła. Ptaki chórem krzyczą, że nie będą miały litości, tak jak nie miał jej pan. Upiór żali się, że daremne są wszelkie wysiłki. Ptactwo zeżre wszystko i jemu nigdy się nic nie dostanie. Nie dla niego Dziady. Stwierdza, że kto nie był nigdy człowiekiem, temu człowiek nie pomoże. Guślarz przegania go więc i wzywa teraz pośrednie duchy. Wszystkim ukazuje się dziewczyna w białej szacie. To Zosia, najpiękniejsza we wsi, pasała tutaj baranki. Odtrącała wszystkich zalotników aż zmarła mając dziewiętnaście wiosen. Teraz nie jest jej źle. Nic ją nie gnębi, nic ją nie boli, ale zawsze jest sama a wiatr nosi ją to tu, to tam i nigdzie nie może się zatrzymać na dłużej. Guślarz pyta ją czego jej potrzeba, żeby dostać się do nieba. Ona odpowiada, że potrzebuje młodzieńców, którzy złapią ją za ręce i przyciągną do ziemi. Nie da się jednak tego zrobić. Prowadzący Dziady mówi, że zna wszystkie wyroki. Dziewczyna będzie tak latać jeszcze dwa lata, a później trafi do nieba. Przepędza ją, tak jak pozostałe duchy.
[metaslider id=2519]
Chce on kończyć obrzęd. Minęła już bowiem północ a kur już zapiał. Zatrzymał jednak wszystkich, gdyż pojawiła się jeszcze jedna mara. Stanęła on przy jednej, młodej pasterce, pokazując ręką na serce. Guślarz pyta go czego potrzebuje. Widmo jednak nie odpowiada. Nie znika również, gdy Guślarz wypowiada formułkę, która ma go stąd przepędzić. Zostaje. Nie pomagają wszystkie zabiegi jakie czyni prowadzący Dziady. Widmo dalej stoi przy pasterce i milczy. Pasterka również milczy i nie odpowiada na pytania Guślarza. Chciałby on wiedzieć, czy wie kim jest ten duch. Wszak nie nosi ona po nikim żałoby. Gdy wyprowadzają dziewczynę widmo rusza za nią. Guślarz nie wie co zrobić