Dziady – część I – Widowisko
Dziewica w swoim pokoju marzy o kochanku, którego niedane jej jest spotkać. Zrobiłaby wiele żeby tak się stało. Nawet popełniła samobójstwo, a później zmartwychwstała. Reflektuje się jednak mówiąc, że nie było by to zgodne z przykazaniami boskimi. Chciałaby jednak bardzo, aby choć na chwilę przed śmiercią spotkać się z kimś, kto wzdychałby też do niej. Pojawia się Guślarz, który prowadzi wieśniaków na obrzęd Dziadów. Muszą się spieszyć. Może się on odbyć póki na świecie jest ciemno. Ksiądz zabronił bowiem odprawiać te gusła. Za starcem podąża chór. Młodzieńcy zwracają się do Dziewicy, żeby nie wylewała na próżno łez. Zarówno one jak i jej ręce wykorzystane będą w innym celu. W jej stronę zmierza nowy kochanek. Ten, do którego wzdycha, myśli już tylko o innym świecie. Powinna więc zapomnieć i zająć się tym co jest tu i teraz. Młodzi zwracają się teraz do starca. Mówią żeby nie rozpamiętywał tylko przeszłości i tych co odeszli. Powinien też zająć się tym co jest teraz i tymi, którzy zostali. Patrząc w przeszłość niech daje im rady, ale niech dba również o to co ich otacza. Guślarz rozpoczyna swój obrzęd wzywając wszystkie duchy. Dziecię nie chce brać w tym udziału. Boi się tych wszystkich stworów. Mówi, że prowadzący obrzęd czuje się dobrze tylko wśród nich. Z żywymi ciężko mu nawiązać kontakt. Tak właśnie było podczas urodzin starca. Nie odzywał się wtedy do gości, oczekując zmroku. Starzec odpowiada, że nic nie trzyma go już na tym świecie. Wszyscy, których znał, odeszli. Pozostało już niewielu a i oni niedługo go opuszczą. Najlepiej czuje się na cmentarzu i to tam już niedługo zostanie. Zna tam wszystkie drogi. Nie zbłądzi. Bywał tam od małego, tak jak jego wnuk. Najpierw przerażony jak on, później zaciekawiony, aż w końcu obojętny. Przywołał do siebie wystraszonego wnuka, pomodlił się za niego, prosząc Boga, żeby umarł on młody. Poprosił, żeby zaśpiewał on mu o zaklętym młodzieńcu. Dziecko spełniło jego prośbę. Pieśń była o Twardowskim, który spotyka uwięzionego w głazie młodzieńca. Więzień wypytuje przybyłego o to co się dzieje na świecie i Litwie, a przybyły opowiada mu o tym, że nie ma już Olgierda. Jest natomiast jego wnuk Jagiełło, który jest godny swojego dziada. Twardowski chciał go uwolnić, tłukąc czarodziejskie zwierciadło. Młodzieniec jednak powstrzymał go. Kazał mu je podać, ucałował i cały zamienił się w kamień. Chór zaczyna śpiewać o tym, że już czas rozpocząć Dziady. Młodzi zostaną tutaj. Pod gołym niebem będą witać wszystkich. Tu rozpoczną cały ceremoniał. W dalszej części rozbrzmiewa pieśń strzelca, wychwalająca myśliwego.
[metaslider id=1923]
W końcu odzywa się Gustaw. Mówi, że zabłądził podczas swoich łowów. A tam na pewno jego towarzysze już od dawna ucztują i biesiadują, tak jak to bywało dawniej, jest teraz i zawsze pozostanie. Ale Gustaw nie był taki jak oni. Zawsze czuł wokół siebie obecność jakichś istot. Często przelatywały obok niego muskając go lekko. Kim były, nie wiedział. Jego żale i tęskne wołanie zwabiają Strzelca. Chce on zawrzeć znajomość z Gustawem i nauczyć go polowania, ale ten mówi, że nie zawiera tak łatwo znajomości. Strzelec nie daje jednak za wygraną. Mówi, że nad Gustawem lata cały czas jakaś postać i chce mu się ona objawić cieleśnie, jeżeli tylko dotrzyma złożonej obietnicy. Przestraszony Gustaw nie wie co ma o tym wszystkim myśleć.