Zbrodnia i kara – Część III

Zbrodnia i kara – Część III – Rozdział I

Streszczenie Zbrodnia i Kara Część III w formacie pdf, do ściągnięcia na dysk.

Streszczenie Zbrodnia i Kara Część III w formacie pdf, do ściągnięcia na dysk.

Raskolnikow nie do końca ucieszył się na widok matki i siostry. Ścisnął ich ręce i powiedział, żeby odwiedziły go jutro. Dzisiaj miał już wszystkiego dość. Dunia chciała odejść. Matka jednak ociągała się. Chciała zostać przy synu. Widziała w jakim jest stanie. Razumichin zaofiarował się, że zaopiekuje się nim. Będzie przy nim czuwał całą noc. Gdy miały już wychodzić Rodia zatrzymał je jednak. Wspomniał o Łużynie. Zdenerwowany zakazał siostrze wychodzić za niego. W jego opinii był to bydlak i ktoś jej nie warty. Wiedział, że siostra robi to tylko dla niego. Gdy już wychodziły krzyknął jeszcze, że to małżeństwo byłoby podłością, a wystarczy że on jest podłym łajdakiem. Gdy kobiety zostawiły go w końcu samego Razumichin powiedział, że odprowadzi je do wynajętego pokoju. Zapewnił obie kobiety, że zajmie się Raskolnikowem. Jest w końcu jego przyjacielem. Będą od niego miały relacje na bieżąco. Sprowadzi też Zasimowa, który zajmuje się leczeniem chorego, i na pewno od niego usłyszą, coś mądrzejszego niż on ma do powiedzenia. Chociaż był pijany, zapewniał że myślał jasno. Był oczarowany Eudoksją Romanowną i nie ukrywał tego. Była ona, można było nawet powiedzieć, pięknością. Ale największe wrażenie zrobiła na nim jej postawa i charakter. Widać było, że wiele odziedziczyła po matce., na której włosach pojawiła się już wprawdzie siwizna, ciągle jeszcze można było zobaczyć na jej twarzy pozostałości piękna. Dunia również była zaaferowana młodym człowiekiem. Przez całą drogę do ich wynajętego pokoju trzymał je on za ręce, czasami zbyt mocno ściskając, gdy temat wypowiedzi rozpalał jego zmysły. Młoda kobieta nie starała się wyrwać swojej ręki z tego uścisku. Obie słuchały jego słów. Doszło nawet do tego, że okazując swoje uwielbienie Razumichin klęknął na trotuarze i ucałował ich ręce. Wprawiło to je w zakłopotanie, które jednak szybko minęło. Młodzian zostawił je w ich pokoju, każąc się zamknąć od wewnątrz i obiecał, że w ciągu kwadransa wróci i powie im jak się czuje chory. Faktycznie niedługo potem był spowrotem, mówiąc że Rodia śpi smacznie i oby tak było przez całą noc. Nie wchodził nawet do pokoju, tylko ruszył po Zosimowa, który nadal znajdował się w jego mieszkaniu, wraz z innymi, opuszczonymi przez gospodarza gośćmi. Razem z młodym lekarzem niedługo byli znowu u dam. Zosimow opowiadał im o stanie pacjenta, ani raz nie zbaczając z tematu. Wyraźnie jednak zachwycony był Dunią. O Rodii mówił, że owładnięty jest on przez jakąś ideę, a przeżycia i sytuacja materialna, w której się ostatnio znajdował, spotęgowały tylko efekty. O pomieszaniu zmysłów nie można jednak mówić w tym przypadku. Widząc taką opiekę, kobiety uspokoiły się znacznie. Gdy mężczyźni wyszli, pozostawiając damy same, Zosimow stwierdził, że Dunia to niezwykle czarująca niewiasta. Razumichin rzucił się do niego od razu łapiąc go za gardło. Stwierdził, żeby trzymał się od niej z daleka. Znał bowiem jego rozpustny tryb życia. Zosimow nie obraził się wcale. Śmiał się tylko gdy już oswobodził się z tego uchwytu. Szli dalej w stronę domu Raskolnikowa nie odzywając się. W końcu Razumichin powiedział, że z Zosimowa jest poczciwe chłopisko i że choć jest nędznym, chutliwym i rozkapryszonym draniem to jednocześnie jest dobrym człowiekiem. Dalsza rozmowa zeszła na gospodynię w domu Rodii. Razumichin chciał się jej pozbyć i namawiał doktora żeby się nią zajął. Nie będzie żałował, a on w końcu odetchnie. Później, gdy byli już na miejscu, powiedział, że będzie on doglądał chorego, a gdyby okazało się, że jest coś nie tak to go obudzi. Jednak jeżeli Zosimow będzie miał ochotę, to sam może do Rodii zajrzeć.

Zbrodnia i kara – Część III – Rozdział II

Następnego ranka Razumichin obudził się zły na siebie. Uważał, że zachował się wczoraj nikczemnie i ordynarnie. Idealizował Eudokję Romanowną a siebie potępiał. Obiecał sobie, że dzisiaj nie będzie paplał tak jak wczoraj. Milcząco spełniać będzie wszystkie prośby pań. W ten sposób może choć w niewielkim stopniu odkupi swoje winy. Nie mógł sobie wybaczyć, że tak nieprzychylnie wypowiadał się na temat narzeczonego Duni. Nie miał do tego prawa. Ona go wybrała, a tym samym wyróżniła. Te rozmyślania przerwał mu Zosimow, który nocował w salonie. Powiedział, że odwiedzi chorego około jedenastej. Razumichin niech sprawi, żeby obie panie, które zapewne go odwiedzą starały się zachować bardziej oględnie i nie denerwować go.
O dziewiątej Razumichin zjawił się u obu pań, które wbrew jego oczekiwaniom przyjęły go wylewnie i widać było, że z niecierpliwością oczekiwały na jego pojawienie się. Na wstępie zapewnił ich, że pacjent jeszcze się nie obudził i że wszystko zmierza ku dobremu. To tylko wzmogło ciekawość dam. Zaczęły zasypywać go pytaniami, a on cierpliwie odpowiadał, starając się wytłumaczyć im wszystko jak najlepiej. W trakcie rozmowy Pulcheria zapytała go o imię, które brzmiało Dymitr, po ojcu Prokofiewicz. Razumichin opisywał swojego przyjaciela jako kogoś, kogo do końca nie można zrozumieć. Rzadko można było przewidzieć o czym myśli i co uczyni. Było to trudne ponieważ nie interesował się tym co wszyscy i generalnie nie słuchał do końca tego, co ktoś mówi. Bardzo podobna do niego była w jego opinii Eudoksja. Ta chodziła nerwowo po pokoju, jak to miała w zwyczaju, czasami zadając dodatkowe pytania. Pulcheria natomiast podzielała jego zdanie i bardzo obawiała się spotkania z synem. W dalszym ciągu rozmawiali o Rodi. Kobiety wypytywały Razumichina o całe zajście z córką gospodyni, u której mieszkał. Dymitr nie znał szczegółów i genezy całej sytuacji. Raskolnikow miał się z ożenić z tą panną, choć była ona wręcz szpetna i chorowita. Tylko jej śmierć zapobiegła wszystkiemu. W końcu starsza pani zapytała wprost co sądzi on o Piotrze Pietrowiczu. Razumichin nie wypowiadał się o nim negatywnie, tak jak poprzedniego wieczoru. Zdziwiło to nieco obie niewiasty. Pulcheria powiedziała, że traktuje go jak syna i za pozwoleniem córki, pokazała mu list jakie dostały od narzeczonego Duni. Nie przyszedł on ich odebrać z dworca, ani nie odwiedził ich jeszcze. Tłumaczył się nawałem pracy. W liście oświadczał, że zjawi się jutro około ósmej i kategorycznie nie życzył sobie, żeby był tam również Rodia. Obraził go on i nie chce się z nim spotykać. Jeżeli on tam będzie, to będzie zmuszony wyjść. Razumichin tłumaczył Rodię i jego zachowanie chorobą. Nie wiedział jak mógłby wytłumaczyć go bardziej. Pulcheria stwierdziła, że Dunia zdecydowana jest na konkretne działanie. Nie będzie wytłumaczyć co ma na myśli, ale chce właśnie, żeby Rodia zjawił się u nich o ósmej i żeby obaj panowie spotkali się. W końcu postanowili, że najlepiej będzie jak pójdą do chorego i tam porozmawiają o wszystkim. Razumichin zadowolony był, że będzie mógł prowadzić pod rękę Eudoksję Romanowną. Po rozmowie z paniami cała jego złość na siebie zniknęła.

Zbrodnia i kara – Część III – Rozdział III

Gdy pełne obaw dotarły do pokoiku Raskolnikowa przywitał ich Zosimow. Mówił, że zdrowie wraca pacjentowi i czuje się on całkiem dobrze. Faktycznie Rodia siedział ubrany i nawet uczesany. Jedyną oznaką choroby była bladość, która pozostała na jego twarzy. Jednak widok jego rodziny nie sprawił mu radości. Był spokojny i opanowany, rozmawiał z nim, ale nie czuł radości. Zosimow opowiadał paniom o chorobie i o tym że warunkiem całkowitego uleczenia jest usunięcie pierwotnych przyczyn, które go do takiego stanu doprowadziły. Raskolnikow słuchał tego co mówi doktor i przytakiwał mu we wszystkim. Zosimow dostrzegł jednak w jego wypowiedziach nutę ironii. Zastanawiało go co o tym myśleć. Gdy opuścił pokoik Rodia przeprosił ich za wczorajsze zachowanie. Uściskał matkę a siostrze podał rękę i spojrzał na nią z czułością. Ona odwzajemniła jego uścisk z zadowoleniem. Pulcheria zaś zaczęła z miłością myśleć o swoim synu. Zaczęli rozmawiać o różnych sprawach, między innymi o śmierci Marfy Pietrowny, ale Rodia czynił to z przymusem. Zauważyła to Dunia i zastanawiała się dlaczego tak się dzieje. Kilka razy w jego wypowiedziach przewijał się motyw zbrodni. Mówił, że jest zbrukany krwią i że jest łajdakiem. Matka i siostra nie wiedziały dlaczego tak się potępia. W pewnym momencie pomyślał, że one się go po prostu boją. Nawet zapytał się ich o to. Dunia potwierdziła, że tak jest. Mama idąc na górę nawet kilka razy przeżegnała się. Raskolnikow zdziwił się swoją reakcją. Gdy były daleko myślał, że je kocha. Teraz czuł wręcz, że ich nienawidzi.
Zmienił temat i nagle zaczął opowiadać o córce gospodyni, z którą się miał żenić. Później znowu zmienił temat i rozpoczął rozmowę o Łużynie. Przepraszał ich za wczorajsze zachowanie, ale nie zmieniał zdania. Jeżeli Dunia chce za niego wyjść to musi zapomnieć o swoim bracie. Był przekonany, że poświęca się ona oddając rękę takiemu człowiekowi. Ona zaprzeczała. Mówiła, że nie robi tego dla nikogo, tylko dla siebie. Wyjdzie za niego jeżeli przekonana będzie, że darzy on ją szacunkiem. Raskolnikow był pewny, że kłamie i zarzucił jej to. Odpowiedziała, że mogą ustalić to już dzisiaj. Kazała matce pokazać mu list jaki dostały od Łużyna. Gdy Raskolnikow go przeczytał, ku ich zaskoczeniu nie zdenerwował się w cale, ale zaczął mówić o tym, że napisany on jest dość nieskładnie. Na pytanie jaki to sposób znalazła jego siostra aby przekonać się o intencjach swojego narzeczonego, ta odpowiedziała, że życzy sobie aby Rodia, a także Razumichin, właśnie o ósmej zjawili się u nich. Raskolnikow odpowiedział, że tak się stanie.

Zbrodnia i kara – Część III – Rozdział IV

Gdy wszyscy zbierali się do wyjścia w drzwiach stanęła Sonia. Raskolnikow był zaskoczony tą wizytą i w pierwszym momencie nie rozpoznał jej w ogóle. Ubrana bowiem była całkiem inaczej niż dnia poprzedniego. Skromnie i biednie, choć w ręku i tym razem miała swoją umbrelkę. Gdy Rodia otrząsnął się z zaskoczenia przedstawił ją wszystkim. Sonia była bardzo zmieszana i nie śmiała na nikogo spojrzeć. Tym bardziej, że widziała nieprzychylny wzrok Pulcherii. Dunia natomiast natarczywie wpatrywała się w nią bez ustanku. Dziewczyna przyszła na polecenie Katarzyny Iwanowny, żeby zaprosić Raskolnikowa na mszę za dusze zmarłego, a później na skromną stypę. Chciała zaraz odejść, ale gospodarz zatrzymał ją, wypytując o to czy u nich wszystko w porządku. Jego matka natomiast chciała już jak najszybciej opuścić to duszne pomieszczenie. Obie z córką zebrały się do wyjścia. Rodia pożegnał się z nimi i obiecał, że zjedzą razem obiad. Ze swoją siostrą żegnał się bardzo wylewnie i długo. Gdy obie znalazły się na ulicy Pulcheria odetchnęła. Stwierdziła, że nigdy nie przypuszczała iż wyjście stamtąd sprawi jej taką ulgę. Nawiązała również do tego co o Soni pisał Łużyn. Przepowiadała, że będą z nią jeszcze kłopoty. Dunia nie zgadzała się z nią wcale. Twierdziła, że jest to miła dziewczyna, którą Rodia poznał dopiero wczoraj, a napisać można wszystko. O nich też wypisywali różne rzeczy.
Raskolnikow natomiast zaczął rozmowę z Razumichinem. Chciał się udać do Porfirego Pietrowicza, który prowadził sprawę morderstwa lichwiarki. Dymitra początkowo zdziwiło to oświadczenie. Raskolnikow wyjaśnił jednak, że chodzi mu o rzeczy, które zastawił u starej. Był tam między innymi zegarek ojca. Nie chciał się przyznać siostrze, że musiał się go pozbyć i obawiał się, że lada chwila zapyta go ona o niego. Jego towarzysza rozradowało to wyjaśnienie. Rodia natomiast pomyślał sobie, że wie dokładnie dlaczego tak się on raduje. Podejrzewał go on jednak o to morderstwo. Słyszał przecież jak przez sen mówił o różnych pierścionkach i łańcuszkach. Teraz stało się dla niego jasne, że jego chory przyjaciel mówił o tym nie dlatego, że zabił lichwiarkę. Wszyscy razem wyszli na ulicę żegnając się tam. Sonia była zauroczona Rodią. Wracała do domu nie widząc nic wokoło. Tymczasem jej śladem podążał pewien mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat, dobrze ubrany. Zauważył ją gdy żegnała się z Raskolnikowem. To właśnie zwróciło jego uwagę. Dotarł z nią aż do drzwi, za którymi znajdowało się jej lokum. Tam dopiero go zauważyła. On przywitał się z nią, dzwoniąc do drzwi naprzeciwko. Powiedział, że właśnie od niedawna wynajmuje tu pokój.
Raskolnikow natomiast podążał ze swoim znajomym do detektywa. Postanowił, że musi sprawdzić co wie on o nim. Czy wiedział, że był wczoraj w domu starej i wypytywał o plamy krwi? Musiał to z niego wyciągnąć zaraz na początku. Zaczął naśmiewać się z Razumichina i jego zauroczenia Dunią. Ten czerwienił się i złościł, a Rodia śmiał się na całego. Tak weszli do mieszkania Porfirego.

Zbrodnia i kara – Część III – Rozdział V

Raskolnikow wchodził do mieszkania Prfirego sprawiając wrażenie, że powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem. Za nim podążał Razumichin cały bordowy na twarzy i naburmuszony. W końcu Rodia parsknął śmiechem, a Dymitr zamachnął się na niego wywracając stolik i tłukąc filiżankę. Gospodarz przyglądał się im oczekując wyjaśnienia. Gdy to zrobili Raskolnikow wyjaśnił cel swojego przybycia. Porfiry słuchał go uważnie mając minę dobrodusznego i grzecznego policjanta. Radził mu aby napisał podanie w sprawie przedmiotów zastawionych u lichwiarki i złożył je na komisariacie. W trakcie rozmowy wydawało się Raskolnikowowi, że jego rozmówca puścił do niego oczko. Nie wiedział czy to jego wyobraźnia płata mu figle, czy tak było naprawdę. Cała sytuacja sprawiła, że stracił nieco pewność siebie. Rozmowa w dalszym ciągu dotyczyła zastawionych przedmiotów. Śledczy wiedział o tym, że Rodia korzystał z usług lichwiarki. Na każdej bowiem rzeczy, owiniętej w papier, widniało nazwisko zastawcy. Dlatego oczekiwał na jego przyjście. Jest on ostatnim z zastawców, którzy przybyli do niego. Ale słyszał, że Raskolnikow był niezdrów. To może tłumaczyć tą zwlokę. Teraz też wydawał mu się blady. Jego rozmówca zaprzeczył. Powiedział, że czuje się świetnie ale faktycznie, był nieco niezdrów. Tu wtrącił się Razumichin, mówiąc, że był w malignie. Czym innym tłumaczyć jego wczorajszą ucieczkę i wałęsanie się po mieście do późna. Rodia wyjaśnił, że miał już dość ich wszystkich i wyszedł szukać innego lokum do wynajęcia. Pomyślał zaraz, że sprytnie to wymyślił i był z siebie zadowolony. Rozmowa została przerwana. Gospodarz zaoferował herbatę i wyszedł wydać dyspozycje. Raskolnikow pogrążył się we własnych myślach. Nie był pewien, czy dobrze zrobił przychodząc tutaj. Czuł, że śledczy prowadzi z nim grę. W pewnym momencie myślał nawet, że odkryli oni to co ukrywa. Zaraz jednak doszedł do wniosku, że tak nie jest. Musiał wybadać do końca co wie Porfiry. Gdy wrócił on do salonu zaczął rozmowę o wczorajszym spotkaniu u Razumichina. Nawiązał do rozmowy, którą tam prowadzili. Tematem było przestępstwo. Razumichin jak zwykle szybko podjął dyskusję. Zaczął wyłuszczać Rodii sedno sprawy. Ścierały się tam różne idee. Między innymi socjaliści twierdzili, że przestępstwo to nic innego jak protest przeciwko nienormalnym stosunkom panującym w społeczeństwie. Dymitr opowiadał o tej teorii zapalczywie do momentu gdy przerwał mu gospodarz, śmiejąc się że znowu zapalił się on w dyskusji. Razumichin zdenerwował się, nazywając go żartownisiem. Porfiry zmienił temat i napomknął o artykule Raskolnikowa na temat przestępstwa, który ostatnio czytał w gazecie. Autor nie wiedział nawet o jego druku. Razumichin zaraz napomknął, że należy mu się za to honorarium. Śledczego interesowała teoria, którą w artykule wyłuszczał Rodia. Pisał w nim, że skutkiem każdego przestępstwa jest choroba następująca u sprawcy. Ponadto dzielił on ludzi na zwykłych i niezwykłych, tym drugim dając przyzwolenie na popełnianie przestępstw. Ograniczało ich tylko własne sumienie a nie normy prawne. Raskolnikow z zadumą zaczął wyjaśniać co miał na myśli, mówiąc jednocześnie, że zbytnio uproszczona została jego myśl. To prawo wynika z natury rzeczy i nie jest jego wymysłem. Tak się po prostu dzieje. Czyż nie postępowali tak wielcy tego świata, różni Mahomeci czy Napoleonowie? Czasem mieli nawet oni obowiązek poświęcić jednostkę bądź jednostki, aby ich postępowe idee ujrzały światło dzienne. Obalali bowiem stary porządek, a ten zawsze będzie się bronił. Porfirego zastanawiało, co by się stało gdyby jakiś normalny, według nomenklatury Rodii, osobnik ubzdurał sobie, że jest nadzwyczajny i zaczął usuwać przeszkody? Raskolnikow stwierdził, że zdarza się to dość często i jest to słuszne spostrzeżenie jego rozmówcy. Tym właśnie zajmować się musi prawo. Samych niezwykłych osób rodzi się niewielu, w porównaniu z populacją ludzką. Nie należy się obawiać, że pojawi się ich wielu i zaczną usuwać przeszkody, które staną im na drodze. O to też nie musi się obawiać Porfiry, który wypowiedział również taka obawę. Do rozmowy wtrącił się Razumichin, który zaskoczony był tym co usłyszał. Nie mógł uwierzyć, że stwierdzenia te padły z ust Rodii. Zdecydował, że koniecznie musi przeczytać ten artykuł. Zamiotow zaś, który siedział do tej pory w kącie, zapytał się czy myślą, że staruchę zaszlachtował siekierą jakiś niezwykły osobnik. Pytanie pozostało bez odpowiedzi a Porfiry zadał inne. Udając nieśmiałość i niezdecydowanie zapytał, czy Raskolnikow pisząc ten artykuł w jakimś stopniu czuł się człowiekiem niezwykłym. Pytany odpowiedział, że to możliwe. Jednocześnie pomyślał, że jest to bezczelna aluzja. Nastała chwila milczenia, po której przybyli zebrali się do wyjścia. Porfiry odprowadził ich do wyjścia, po drodze żegnając ich wylewnie. Zaprosił Raskolnikowa na komisariat, ponieważ chciał z nim porozmawiać. Może dowie się czegoś pomocnego. Np. czy schodząc po schodach widział malarzy. Czy drzwi były otwarte i w ogóle o której to było. Raskolnikow odpowiedział, że około ósmej, drzwi były otwarte. Nagle uświadomił sobie, że wcale nie musi odpowiadać i że jest to podstęp. Dodał zaraz, że pamięta tylko wyprowadzającego się sąsiada na czwartym piętrze. Razumichin natomiast wtrącił się i powiedział, że Porfiry chyba zgłupiał. Przecież pomylił całkowicie dni. Gospodarz tłumaczył się natłokiem spraw dotyczących dochodzenia i przepraszał. Obaj goście wyszli w końcu na ulicę. Obaj milczeli i byli ponurzy.

[metaslider id=1923]

Zbrodnia i kara – Część III – Rozdział VI

Razumichin nie mógł uwierzyć, że Porfiry i Zamiotow podejrzewają jego przyjaciela o to morderstwo. Zadowolony był natomiast faktem, że zaczęli rozmawiać o tej sprawie otwarcie. Analizowali sposób w jaki z Raskolnikowem rozmawiał śledczy. Rodia był pewny, że wszystko co mówił było przemyślane i tkwił w tym podstęp. Nie mieli jednak żadnych dowodów i stąd taka gra. Dymitry obiecał sobie, że poważnie porozmawia ze swoim krewniakiem. Oj, nawtyka mu porządnie i powie co myśli o takim postępowaniu. Stwierdził, że Raskolnikow powinien plunąć im w twarz i nie przejmować się tym wcale. Rodia rozmawiał o tym całkiem swobodnie i był z tego powodu nawet rad. Trwało to jednak chwilę. W pewnym momencie naszedł go atak paniki. Serce zaczęło łomotać i poczuł się niepewnie. Powiedział do towarzysza, że musi iść ponieważ ma jeszcze coś do załatwienia. Byli już przy hotelu, w którym na pewno niespokojne czekały na nich jego matka i siostra. Zawrócił jednak zostawiając samego Razumichina i szybkim krokiem poszedł do swojej izdebki. Gdy znalazł się w środku gorączkowo zaczął przeszukiwać dziurę w ścianie, gdzie wydawało mu się, że mógł zawieruszyć się jakiś łańcuszek lub cokolwiek innego. Taki przedmiot mógł stać się koronnym dowodem. Nic jednak nie znalazł. Cicho wyszedł z izdebki. Gdy znalazł się na ulicy, zauważył jak stróż pokazuje go jakiemuś mieszczuchowi. Osobnik ten spojrzał na niego i odszedł. Stróż powiedział Rodii, że pytał on o niego, a później, jak sam widział sobie poszedł. Raskolnikow dogonił go na ulicy. Ten jednak nie zwracał na niego uwagi. Gdy w końcu zapytał się go czego chce, usłyszał tylko jedno słowo. „Morderca”!. Serce mu zamarło, a później ruszyło galopem. Stał i patrzył za oddalającym się osobnikiem. Wrócił do swojego pokoiku i padł na łóżko. Znowu dopadły go majaki. W pewnej chwili znalazł się na ulicy. Mieszczuch kiwał na niego. Zaprowadził go do mieszkania lichwiarki, w którym było całkiem ciemno. Znalazł jednak staruchę siedzącą w kąciku z pochyloną głową. Cicho wyciągnął siekierę i uderzył ją w głowę. Nie było jednak żadnej reakcji. Stara natomiast chichotała cicho, starając się to przed nim ukryć. Nagle w mieszkaniu pojawiło się mnóstwo śmiejących się z niego ludzi. Ocknął się. Nie wiedział, czy to nadal mara, czy jawa. W drzwiach stał jakiś mężczyzna, który usiadł cicho na krześle. Raskolnikow zapytał go w końcu kim jest, a ten przedstawił się jako Arkadiusz Iwanowicz Swidrygajłow.

KONIEC CZĘŚCI III

<< Zbrodnia i kara – Część II | Zbrodnia i kara – Część IV>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *