Lalka tom I

Lalka Tom I

Rozdział I. Jak wygląda firma J. Mincel S. Wokulski przez szkło butelek?

W renomowanej jadłodajni, w której spotykali się warszawscy kupcy i inteligencja z okolic Krakowskiego Przedmieścia, tyle samo mówiło się o zbrojeniu Anglii i przygotowaniu do wojny co o spodziewanym bankructwie firmy J. Mincel i S. Wokulski. Przy jednym stoliku siedzieli pan Deklewski, fabrykant powozów i radca Węgrowicz. Znali oni Wokulskiego najdłużej i najgłośniej przepowiadali mu ruinę. Usługiwał im ajent handlowy Józio, który z racji swojego fachu potrzebował mieć jak najwięcej informacji o warszawskich kupcach, więc ciągnął ich za języki. Szczególnie radca był chętny do opowieści, gdyż pił już właśnie siódme piwko. Opowiadał jak to Wokulski mając lat dwadzieścia kilka był subiektem u Hopfera i nagle zapragnął się uczyć.

Poszedł do Szkoły Przygotowawczej i zdał nawet egzaminy do Szkoły Głównej, ale w niespełna rok później rzucił ją zajmując się tym co wszystkie niespokojne duch wtedy robili, a był to rok 1861, w rezultacie czego wylądował w okolicach Irkucka. Wrócił stamtąd w 1870 roku z niewielkimi pieniędzmi i ożenił się ze starą babą Minclową i przejął jej sklep. Ta umarła po czterech latach a Wokulski stał się wolny. Ale nie skorzystał, według opowiadającego, z tej wolności i wyjechał na wojnę turecką chcąc zarobić miliony i zostawiając dobrze prosperujący sklep bez opieki. Dlatego wszyscy przepowiadali mu bankructwo. Ale wbrew temu sklep nie zbankrutował a nawet zaczął prosperować coraz lepiej pod sprawnym zarządem przyjaciela i zastępcy Wokulskiego, Ignacego Rzeckiego.

Lalka Tom I

Rozdział II. Rządy starego subiekta.

Pan Ignacy mieszkał w pokoiku przysklepowym od dwudziestu pięciu lat i od tyluż nic w nim nie zmieniał. Codziennie powtarzał ten sam rytuał. Wstawał o szóstej i przygotowywał się szybko do wyjścia. O wpół do siódmej był gotowy i ceremonialnie otwierał tylne drzwi do sklepu. Następnie robił przegląd towarów na półkach oraz przegląd zadań na dziś w swoim notatniku. W końcu służący otwierał sklep, wpuszczając do niego dzienne światło a wszyscy zajmowali swoje tradycyjne miejsca, Rzecki w kantorku a subiekci przy towarach. Ale poza Kleinem, który zawsze był pierwszym z subiektów w sklepie, pozostali spóźniali się co bardzo nie podobało się panu Ignacemu. W końcu do sklepu zaczęli przychodzić klienci a Klein, Mraczewski i Lisiecki obsługiwali ich sprawnie i usłużnie sprzedając towary co z kolei powodowało zadowolenie i aprobatę Rzeckiego. W trakcie dnia na zmianę wychodzili na obiad, a o godzinie ósmej sklep był zamykany i pan Ignacy zostawał sam robiąc rachunki i układając plan na dzień następny. W niedzielę gdy sklep był zamknięty układał harmonogram wystaw okiennych na cały tydzień, czasami bawiąc się przy tym dobrze. Rzadko wychodził na spacery, ponieważ ludzie uważali go za dziwaka, a on wiedząc o tym nie chciał wystawiać się na drwiny. Więc spędzał całe godziny w swoim pokoju, marząc coraz częściej o jakiejś dalekiej podróży i pisząc w sekrecie pamiętnik.

Lalka Tom I

Rozdział III. Pamiętnik starego subiekta.

Ojciec Rzeckiego za młodu był żołnierzem, a na starość woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych. Mieszkali na Starym Mieście razem z ciotką, która prała bieliznę urzędnikom. Jej ściana obwieszona była wizerunkami świętych, natomiast ojciec odprawiał kult Napoleona, którego wizerunki zajmowały ściany w jego pokoju. On i jego koledzy, którzy odwiedzali ich w domu, byli zdania, że po pierwszym Napoleonie przyjdą następni i ponieważ nikt nie zna dnia ani godziny, to każdy musi być gotowy. Dlatego przygotowywał młodego Ignacego. Nauczył go czytać i pisać, a przede wszystkim musztry, którą musiał on ćwiczyć od najmłodszych lat. Około roku 1840 ojciec zaczął niedomagać aż w końcu położył się do łóżka, ale uparcie twierdził że nie umrze dopóki nie usłyszy o Napoleonie. I kilka dni później pan Raczek, jego przyjaciel, wpadł do domu wzburzony, mówiąc że we Francji znalazł się nowy Napoleon. Jego ojciec gdy to usłyszał zaraz skonał patrząc wymownym wzrokiem na Ignasia. Po tym wydarzeniu ciotka, pan Raczek i inny przyjaciel ojca pan Domański zaczęli zastanawiać się co zrobić z młodym Rzeckim. Gdy go zapytali gdzie chciałby pójść ten odparł, że do sklepu Mincla. Pan Raczek zaproponował też ciotce małżeństwo a ta odpowiedziała, że zastanowi się gdy Ignasia do Mincla wkręcą. Udali się tam natychmiast, wracając po półtora godzinie podpici z informacją, że jutro Ignacy ma się tam stawić z bielizną i odzieniem. Tak rozpoczęła się kariera kupiecka młodego Ignacego w sklepie starego Mincla. Oprócz niego pracowali tam jeszcze jego synowcy Jan i Franc oraz August Katz. Wszyscy, łącznie z Rzeckim byli kandydatami do razów, które rozdawał hojnie właściciel za najdrobniejsze przewiny. Wyjątkiem był Katz, który był niespotykanie punktualny i obowiązkowy.

Tak minęło osiem lat, a każdy dzień był do siebie podobny jak dwie krople wody. Od rana przychodzili klienci, którzy kupowali towary kolonialne, po południu natomiast zjawiali się ci, którzy kupowali talerze, szklanki i tym podobne artykuły. W niedzielę stary Mincel poświęcał czas na naukę, objaśniając Rzeckiemu pochodzenie różnych towarów i ćwicząc go w rachunkach i innych potrzebnych w sklepie czynnościach.

W 1846 roku doszły do nich informacje o wypuszczeniu Ludwika Napoleona z więzienia. Był to też rok, w którym zakończył swój żywot stary pryncypał w dość dziwnych okolicznościach. Otóż był on wrogiem Napoleonów i głośno o tym mówił, co nie przysparzało mu popularności i odstraszało klientów od sklepu. Raz nawet ktoś wybił szybę kamieniem, co paradoksalnie zwiększyło ilość klientów zwabionych ciekawością. Ale po niedługim czasie sztuczny ruch znowu zmalał i zyski zaczęły spadać. Pewnego wieczoru znowu ktoś wybił szybę, a dwóch policjantów przyprowadziło naszego pryncypała złapanego na gorącym uczynku. Wylądował on w ratuszu, jednak sprawa niedługo przycichła, ale stary Mincel od tego czasu stracił humor i zaczął chudnąć. W końcu umarł siedząc na fotelu w sklepie a jego synowcy podzielili się towarem i Jan przeniósł się około 1850 roku z galanterią i mydłem na Krakowskie Przedmieście do lokalu, który teraz zajmują. Później ożenił się z Małgorzatą Pfeifer, a ta gdy została wdową wyszła za Stanisława Wokulskiego, który w ten sposób przejął interes Minclów.

Teraz Wokulski siedzi w Bułgarii i handluje pisząc do swojego przyjaciela Rzeckiego, że wojny nie będzie.

 

Lalka Tom I

Rozdział IV. Powrót.

W pewną marcową niedzielę wrócił Wokulski. Zastał Rzeckiego w swoim pokoju grającego na gitarze. Ten gdy go ujrzał wielce się uradował i uściskom nie było końca. Pan Ignacy poczęstował go zaraz tym co miał w swoim pokoiku i zaczęli rozmawiać o polityce. O tym, że Austria chce zabrać Bośnię i Hercegowinę, a Anglia ma dostać kompensatę kosztem Turcji, która słaba jest i nie może temu zapobiec. Jednak Rzecki najbardziej był ciekawy jak poszło Stasiowi na wojnie. Okazało się, że z trzydziestu tysięcy rubli, które zabrał za sobą zrobił on dwieście pięćdziesiąt, mając duże szczęście. Stary subiekt nie pochwalał jego działań, ponieważ uważał że spokojny chleb jaki miał w sklepie w zupełności powinien mu wystarczyć. Zdenerwowało to bardzo Wokulskiego, który miał dość słuchania, że wszystko zawdzięcza Minclom, ale po chwili uspokoił się. Rozmowa zeszła na to co się w mieście dzieje, a w szczególności na Łęckich. Najbardziej interesowała Wokulskiego Izabela, o którą wypytywał czy aby za mąż nie wychodzi, ale Rzecki odpowiedział, że ponieważ Łęcki jest bankrutem to nikt się z panną bez posagu nie ożeni. Słysząc to Wokulski ucieszył się i zaczął dalej opowiadać o tęsknocie jaka go opanowała gdy był w dalekich krajach a wypite wino rozwiązywało mu język. Ignacy zaniepokoił się tym co opowiadał Staś i stwierdził, że nie powinien więcej pić ponieważ za dużo mówi a on, który go zna widzi że nie dla pieniędzy wyjechał i nie dla siebie te pieniądze przywiózł. Wokulski nie zaprzeczył i powiedział Ignacemu, żeby wypił za pomyślność jego planów, po czym udali się do sklepu gdzie Wokulski sprawdził długi Łęckich i kupił potrzebne mu rzeczy. Sam sklep niewiele go obchodził, co wytłumaczył zmęczeniem po podróży.

 

Lalka Tom I

Rozdział V. Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa.

Pan Tomasz Łęcki mieszkał wraz córką Izabelą i kuzynką, panną Florentyną w wynajętym mieszkaniu w Alejach Ujazdowskich. Z jego niegdyś wielkiego majątku nic już nie pozostało i od kilku lat nie ruszał się z Warszawy. Wcześniej bywał gościem na dworach francuskim, austriackim i włoskim, gdzie stracił resztki pieniędzy. Były też wieści, że pan Tomasz specjalnie zataił swój majątek, żeby znaleźć swojej jedynaczce kawalera, który pokochał by ją dla niej samej a nie dla pieniędzy. Stąd też wokół niej było wielu kawalerów, którzy zostawiali swoje bilety, ale którzy modlili się żeby nie byli zaproszeni w odwiedziny zanim sytuacja nie wyklaruje się. Sama Izabela była piękną kobietą i żyła w pięknym świecie, w którym nigdy niczego jej nie brakowało i niczego nie musiała się obawiać. Żyła jakby w zaczarowanym świecie, ale wiedział też o istnieniu tego zwykłego, rzeczywistego, któremu często przypatrywała się przez okna karety lub pociągu. Widziała tam ludzi zajmujących się codziennymi sprawami i miała dla nich wielką życzliwość, rozdając biednym i potrzebującym którzy stanęli na jej drodze co tylko mogła. Raz tylko przeraził ją ten świat, gdy zobaczyła fabrykę we Francji. Przeraziła się ona tak, że aż pytała papy, czy nie stanie się im tam krzywda.

Miała też wyrobione zdanie na temat porządku jaki powinien panować na świecie i uważała, że przywileje które posiada należą się takim jak ona z urodzenia a o małżeństwie najwięcej wiedzą stare matrony i panowie i to oni powinni je aranżować. Miłość musi przyjść dopiero po odpowiednio zawartym sakramencie. Dlatego z pogardą patrzyła na mezalianse popełniane w obecnych czasach i chłodno traktowała wszystkich mężczyzn, którzy nie umieli zachować się przy kobiecie. Odrzucała kolejnych zalotników, nieraz drwiąc z nich okrutnie. Takie traktowanie spowodowało pustkę wokół niej, ponieważ kandydaci obawiali się szyderczego odrzucenia. Zrozumiała w końcu wyniosła panna, że tym sposobem nie znajdzie nigdy męża ale wtedy przyszły kłopoty finansowe jej ojca i prawie żadnych kandydatów nie było na horyzoncie. Śniła natomiast po nocach o Apollinie, którego posąg kazała ustawić w swoim pokoju, a który nawiedzał ją podczas snu pod postacią upiększonych mężczyzn, którzy w jakikolwiek sposób zrobili na niej wrażenie. Marzyła też w ten sposób w ciągu dnia i kiedyś zobaczył ją w takim stanie Wokulski i odtąd serce jego nie miało spokoju.   Teraz jednak Izabela została sama i samotnie spędzała dnie w swoich pokojach. Towarzystwa dotrzymywała jej tylko stara hrabina Karolowa, która wypominała jej wcześniejszą lekkomyślność w odrzucaniu zalotników i przekonywała, że teraz musi wybierać w tym co ma. A kandydatami byli tylko stary baron i równie leciwy marszałek. Jednak jej zamążpójście mogło uratować jej ojca, który był bankrutem a na domiar złego ktoś właśnie wykupił weksle dłużne na kilka tysięcy rubli i nie wiadomo było jak to wykorzysta.

Lalka Tom I

Rozdział VI. W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami.

W pewien kwietniowy dzień Izabela siedziała w pokoju czytając powieść, w której właśnie pan Rimbaud naprawiał zepsutą lalkę małej Joasi a Helena tonęła we łzach. Panna Łęcka oczekiwała na zaproszenie na kwestę, które nie wiadomo dlaczego nie przychodziło. Porzuciła czytanie powieści i zajęła się haftowaniem pasa kościelnego dzwonka, którego jeszcze nie skończyła, ale zaraz jej uwagę przykło pytanie jaki kostium na siebie założyć i znowu zmieniła zajęcie. Zaczęła przeglądać kilka pism z najnowszymi wzorami. Porzuciła je jednak zaraz i zaczęła się modlić. Jednym słowem nudziła się. Gdy skończyła modlitwy do pokoju weszła panna Florcia, która przyniosła list od hrabiny Karolowej, w którym pisała ona że słyszała o tym iż Izabela sprzedaje swoją zastawę i srebra i ponoć jest już na nie kupiec. Ponieważ nie chce ona aby rzeczy te dostały się w niepowołane ręce to proponuje jej trzy tysiące rubli pod ich zastaw. Izabela oburzyła się na taką propozycję i zaczęła rozmawiać z Florianną o bankructwie ojca. Ta twierdziła, że to tylko pozory i że jej ojciec robi to tylko aby zdenerwować rodzinę i że ona, jego córka powinna mu ufać. Panna Florianna wyszła cicho ponieważ Izabela zamyśliła się, a po niejakim czasie do pokoju wszedł pan Tomasz, który pocieszał córkę i powiedział, że znalazł on dla siebie nowe zajęcie. Przy pomocy niejakiego Wokulskiego zorganizuje kompanię do handlu ze Wschodem. Izabela była zdziwiona, ponieważ uważała Wokulskiego za gbura, a zdziwiła się jeszcze bardziej gdy ojciec oznajmił, że zamierza spotkać się z nimi w ich domu w celu omówienia kilku spraw. Rozmawiali dalej o Wokulskim przy obiedzie i Izabela dowiedziała się, że jest on bohaterem i milionerem, co nieco podniosło go w jej oczach. Przyszedł też list od hrabiny, w którym pisała do Izabeli aby zapomniała o poprzednim dotyczącym zastawy a zapraszający ją na kwestę przy grobie, którego głównym sponsorem jest właśnie Wokulski. Wychwalała go bardzo z czego cieszył się pan Tomasz. Przyznał się, że ostatnio wygrywał z nim w karty i uzbierało się tego już chyba siedemdziesiąt rubli, na co zrozpaczona panna zasłaniając się migreną wyszła do swojego pokoju załamana. Rozmyślała tu o tym Wokulskim, który był na ustach wszystkich i zaczęła przypominać sobie jego twarz i spotkania w mieście, które okazały się nader częste. W końcu zasnęła i we śnie znowu pokazał jej się Wokulski, który grał z ojcem w karty i spoglądał na nią swymi oczyma. Zaczęła domyślać się o co mu chodzi i nagle obudziła się i wybiegła z pokoju spotykając Florcię. Dowiadziała się od niej, że jej srebra i zastawę kupił właśnie Wokulski. Izabela wpadła w gniew i była już pewna, że ten człowiek zastawia na nią sidła i chce ją zdobyć wkupiając się w łaski jej ciotki i ojca. Ale niech nie myśli, że mu się uda!!

Lalka Tom I

Rozdział VII. Gołąb wychodzi na spotkanie węża.

W Wielką Środę, za namową ciotki, która pożyczyła jej swój powóz, panna Izabela wybrała się na drobne zakupy. Pierwsze swoje kroki skierowała do sklepu Wokulskiego, co bardzo zdziwiło pannę Floriannę. Ale Izabela czuła nieodpartą chęć podrażnienia tygrysa i wydało jej się to wielce ekscytujące. Gdy weszła do sklepu zastała tam go, na którego początkowo nie zwracała uwagi kokietując specjalnie subiekta Mraczewskiego, który ją obsługiwał. Gdy jednak skończyła zakupy zbliżyła się do kantorka, w którym siedział i zapytała czy ma przyjemność z panem Wokulskim. Ten odparł że owszem, pytając czym może służyć. Panna Izabela wypytywała go o serwis i srebra i dowiedziała się, że kupił je z zamiarem odsprzedaży za granicą i zamierza zarobić na tej transakcji. Izabela była jednak pewna że kłamał on w tej sprawie i gdy wyszły ze sklepu powiedziała o tym Florci.

Wokulski natomiast sam był wielce zdziwiony, że taka obojętność w nim zapanowała na widok tej panny i że nie ma w nim już tego szału, który gnębił go przez rok. Dopiero gdy Mraczewski zaczął przechwalać się jak to Izabela na niego spoglądała i że spodziewa się otrzymać niedługo wonny bilecik, jakby ciężary zaczęły na niego spadać. Stracił chęć do dłuższego tu przebywania i opuścił sklep, zostawiając samych Rzeckiego i subiektów, którzy nie omieszkali zauważyć, że szef robi bokami.

Lalka Tom I

Rozdział VIII. Medytacje.

Gdy Wokulski znalazł się na ulicy początkowo nie wiedział gdzie się ma udać. W końcu ruszył bez celu przyglądając się przechodniom zmierzającym w jakimś nieznanym kierunku a później, gdy zawędrował w uboższe rejony przyglądał się biedocie i ruderom w których ta mieszkała. Zaczął też rozmyślać o tym co go w życiu spotkało i doszedł do wniosku, że dopiero na Syberii mógł odetchnąć i poświęcić się nauce. Gdy wrócił popchnięto go jednak do handlu, którego nienawidził, więc gdy żona zostawiła mu całkiem pokaźny majątek już poświęcał się książkom, gdy spotkał pannę Izabelę w teatrze. Odtąd mało zajmował się sklepem i swoimi książkami, a większość czasu zajmowała mu właśnie ona. Postanowił zbliżyć się do tej panny, ale żeby to zrobić trzeba było być szlachcicem i mieć majątek. Właśnie w grudniu zdobył dyplom, który potwierdzał jego urodzenie, a w zdobyciu majątku pomogło szczęście. Przed wyjazdem do Bułgarii udał się do swojego przyjaciela Szumana, który był Żydem i lekarzem. Rozmawiał z nim o stanie umysłu a ten doszedł do wniosku, że Wokulski jest zakochany i że powinien się żenić. To jedyne lekarstwo. Na koniec Stanisław oświadczył, że wyjeżdża zrobić wielki majątek, a jeżeli mu się to nie uda to nie wróci. Wokulski ocknął się ze wspomnień gdy był na ulicy Radnej. Spotkał tam Wysockiego, który zajmował się transportem, ale od czasu gdy koń mu padł nie miał jak zarabiać na życie. Dał mu dziesięć rubli na święta i kazał nazajutrz przyjść do sklepu, czym zyskał sobie dozgonną wdzięczność obdarowanego. Ruszył dalej w stronę Wisły, gdzie oczom jego ukazała się góra śmieci znajdująca się przy zbiornikach wody i różnego rodzaju indywidua, które to znalazły sobie miejsce do życia. Cały czas podczas swojej przechadzki rozmyślał jednak o niej, o tej która tak zapadła mu w sercu że nie może już bez niej żyć. Postanowił, że nie wyrzeknie się jej i ruszył spowrotem do miasta. Idąc uświadomił sobie, że stał się wrażliwy na powszechną biedę, która go otaczała i utwierdził się w przekonaniu, że tyko on może pomóc tym wygłodniałym ludziom. Znalazł dla siebie cel na dalsze życie, ale postanowił że nie wyrzeknie się osobistego szczęścia, do którego również będzie dążył. Tak rozmyślając wrócił do sklepu. Gdy tam wszedł cały jego zapał oklapł, zaszył się w kantorku i udawał że studiuje księgi, ale faktycznie nie robił nic. Zaczął przyglądać się klientom, którzy znajdowali się w sklepie, a była to między innymi starsza dama, pani Krzeszowska, za którą po niedługim czasie wszedł baron. Był to jej mąż, z którym miała właśnie proces o majątek i koniecznie chciała się dowiedzieć od Wokulskiego jak bardzo jest on zadłużony w sklepie. Pan Stanisław nie udzielił jej takiej informacji, twierdząc że to są ich sprawy. Gdy dama wyszła baron zapytał się o czym rozmawiali, ale Wokulski i temu nie udzielił informacji. Po jego wyjściu Mraczewski zaczął opowiadać o nich chwaląc się, że jest ich kuzynem co nie spodobało się Wokulskiemu, którego drażniły przechwałki i różne opowieści tego subiekta. Na koniec dnia więc podziękował mu za pracę i kazał sobie szukać nowej, wypłacając mu pensję za następne pięć miesięcy. Następnego dnia wstawili się za nim baron, pani baronowa i Ignacy, ale nic nie wskórali, a po południu Wokulski przedstawił w sklepie nowego subiekta, pana Ziębę.

Lalka Tom I

Rozdział IX. Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów.

Przez cały Wielki Piątek i Sobotę do południa Wokulski zastanawiał się czy ma iść do kościoła na kwestę pani hrabiny Karolowej i Izabeli. Dopiero około drugiej, gdy Rzecki zamykał już sklep, pomyślał, że gdzie jak nie tam może spotkać pannę Łęcką i czym jak nie pieniędzmi jej zaimponować. Gdy dotarł do kościoła jego oczom ukazali się biedni, którzy żebrali na wejściu, a wewnątrz stoły z pieniędzmi leżącymi na nich, przy których siedziały starsze panie w wygodnych fotelach. Była też tam pani hrabina i Izabela, do których zaraz podszedł i złożył swój hojny datek. Starsza pani podziękowała mu a Izabela drwiła trochę, szeptając ciotce po angielsku różne uwagi. Wstawiły się też obie za Mraczewskim i na ich nalegania, a szczególnie panny Łęckiej, Wokulski oświadczył, że da mu posadę ale w Moskwie. Pożegnał się za chwilę i ruszył w kierunku wyjścia, ale nie wyszedł z kościoła, tylko zaszył się w konfesjonale i stamtąd, ukryty obserwował Izabelę widząc jak udaje pobożność i zaangażowanie. Pomyślał, że musi nauczyć się angielskiego i kupić powóz, ponieważ hrabina wysłała właśnie służącego aby pożyczył jeden od pani prezesowej. Gdyby miał taki mógłby usłużyć im i w taki sposób coraz bardziej się zbliżać się do niedostępnej panny. Przez chwilę przyglądał się ludziom w kościele oddającym się modlitwom, ale zaraz jego uwagę przykuł młodzieniec, który podszedł do stolika hrabiny i Izabeli i zasiadł na fotelu, który wcześniej on zajmował. Nie uszło jego uwadze, że oczy panny Łęckiej rozbłysły na widok przybysza. Następnie jego uwagę przykuła panna lekkich obyczajów, która klęczała załzawiona przed Chrystusem, a po chwili wyszła z kościoła rozdając jałmużnę ubogim. Wokulski wyszedł za nią myśląc, że może ona jest lepszą i czystszą niż ta którą uwielbia, ponieważ sprzedaje się z nędzy a nie dla majątku. Zagadnął ją dokąd idzie, a ta odpowiedziała że może pójść z nim. Zgodził się na to i poprowadził ją w stronę sklepu, a gdy tam dotarł wszedł do pokoju Rzeckiego, prosząc aby zostawił ich samych. Zaproponował pannie, że pomoże jej jeżeli powie mu dlaczego płakała. Ale powód okazał się tak błahy, że zwątpił w sens swoich działań. Napisał list i wysłał dziewczynę do magdalenek mówiąc, że może zrobić co zechce. Obraz Izabeli ukazał mu się po tym doświadczeniu jaśniejszy niż kiedykolwiek.

W niedzielę udał się Wokulski do hrabiny, ponieważ został przez nią zaproszony jeszcze w kościele dnia poprzedniego. Gdy tam dotarł przywitał go Tomasz Łęcki i wprowadził na salony. Tam przejęła go hrabina a usta arystokratów tam się znajdujących obgadywały jego osobę, choć niektórzy mówili o nim dobrze. Wokulski spoglądał też na nich z lekką pogardą, myśląc że nie ma powodu aby z takimi ludźmi robił on sobie ceremonie. Hrabina wprowadziła go do salonu, w którym ujrzał on Izabelę, która wydała mu się nad wyraz piękną w swojej błękitnej sukni. Ale był tam tez młodzieniec, którego widział w kościele, wpatrzony w nią. Hrabina Karolowa zwracała natomiast jego uwagę na prezesową Zasławską, która miała kilka bardzo ładnych wnuczek i bardzo chciała go poznać. Tymczasem zatrzymał go książę, który namawiał aby przyłączył się do nich i pracował dla dobra ojczyzny, później podeszła Izabela pytając czy im czegoś nie potrzeba, a w końcu zabrała go hrabina prowadząc do prezesowej. On sam żałował, że tutaj się zjawił a bliskość panny Łęckiej sprawiała że czuł jakby mu kto serce kleszczami ściskał. Gdy przysiadł się do staruszki, ta zaczęła go wypytywać o jego stryja, kapitana i także Stanisława, a gdy dowiedziała się, że umarł i nie zostawił po sobie prawie żadnej pamiątki, rozpłakała się i została wyprowadzona przez Izabelę i hrabinę. Wszystkie oczy zwróciły się na Wokulskiego, który widząc to zmieszał się. Chciał opuścić ten dom, ale znowu zatrzymał go książę i zaczął z nim rozmowę o interesach. Wszyscy teraz z coraz większym podziwem spoglądali na niego i podejrzewali jakiś związek z prezesową. Po chwili porwała go hrabina, prowadząc do pokoju w którym znajdowała się sama prezesowa Zasławska. Okazało się, że ją i jego stryja kiedyś łączyła miłość, choć niespełniona. Poprosiła go, żeby na jej koszt zrobił stryjowi nagrobek, co przyrzekł uczynić i żeby po świętach do niej zaglądał. Gdy wrócił na salony różne osoby zaczepiały go rozpoczynając rozmowę, ale on szukał wzrokiem Izabeli, chcąc ją jeszcze zobaczyć przed wyjściem, Nie udało się to i wyszedł na ulicę załamany. Ruszył w stronę placu Ujazdowskiego, a po drodze mijał znajomych kupców rzemieślników i innych ludzi nieraz bogatszych od niego i wcześniej w mieście znanych. Ale przecież tylko on z tego towarzystwa był na święconym u hrabiny. Gdy dotarł do placu, zobaczył tam tłum ludzi, pośród nich wielkie lalki i inne zabawy świąteczne. W końcu zbrzydły mu tłumy i ruszył dalej ulicami miasta. Izabela natomiast gdy wróciła do domu opowiedziała o nim Florci, oburzając się że śmiał on przyjść na to przyjęcie.

Lalka Tom I

Rozdział X. Pamiętnik starego subiekta.

Rzecki pisał, że mają oto nowy sklep z pięcioma oknami, nowy powóz, woźnicę i lokaja. W sklepie ruch jest wielki i wszystko to w czasie gdy Austria, Anglia i Turcja zbroją się i szykują do wojny. Ale Wokulski twierdzi, że żadnej wojny nie będzie i teraz jest czas na robienie interesów. Nie było jednak jeszcze tak źle. Gdy w 1846 roku Ludwik Napoleon uciekł z więzienia zakotłowało się w całej Europie i niespokojnie było przez następne dwa lata. Rzecki postanowił wyruszyć za granicę aby bić Szwabów a z nim August Katz, który również podjął takie postanowienie. Dotarli na Węgry, gdzie bili się z Austriakami i gdzie brali udział w wielkiej bitwie, którą Rzecki zapamięta na zawsze. Wszystko zaczęło się od strzałów armatnich a gdy jego batalion stanął na wzgórzu jego oczom ukazała się wielka masa wojsk. Ruszyli dalej na przód a ktoś z przodu krzyknął, że przed nimi bitwa. Dotarli do ostatniego wzgórza, za którym ich oczom ukazała się wielka równina spowita dymami, ciemnymi i białymi kwadratami wojsk, palącymi się wsiami, nieustannym trzeszczeniem karabinów i hukiem armat. W końcu padła komenda „Przygotuj broń!” a z prawej strony odezwała się bateria strzelając w stronę zbliżającego się białego kwadratu. Byli to zbliżający się Austriacy. Za nimi ze wzgórza zaraz odezwały się ich działa, strzelając w kierunku baterii przeciwnika. W końcu batalion Rzeckiego ruszył do ataku, a jemu wydawało się że ta bitwa jest czymś wspaniałym a wcale nie strasznym. Jednak gdy posuwał się dalej do przodu kule zaczęły świszczeć koło jego uszu, zobaczył leżących kolegów z batalionu a w końcu huk stał się taki, że nic już nie słyszał. Później weszli w taki dym, że tchu nabrać nie mogli i zaczęli się cofać w popłochu. W połowie wzgórza zawrócili ich oficerowie, płazując opornych. Po uzupełnieniu ładunków ruszyli zachodząc z boku Austriaków. W końcu dotarli w miejsce gdzie spotkali się z ich kolumną i znowu zaczęły świszczeć kule a wokół Ignacego padali jego towarzysze. On sam wpadł w szał i strzelał jak najwięcej, chcąc zabić niewidzialnego wroga. Wtem padł rozkaz „Naprzód!” i cały batalion ruszył biegiem a Rzecki niesiony jego siłą razem z nim. Ściska stał się tak wielki, że parę razy został uniesiony do góry, a w końcu przewrócił się o leżącego oficera Austriackiego, który patrzył na niego zimnym wzrokiem. Austriacy cofali się a jego batalion wpadł na wzgórze gdzie znajdowała się wroga bateria, zdobywając działa. Około czwartej było po bitwie. Była to jednak ostatnia wygrana przez Węgrów bitwa, później przychodziły same klęski, a w końcu kapitulacja. Rzecki, Katz i jeszcze kilku innych ruszyli w przebraniu chłopskim w stronę Turcji. W trakcie tej drogi nieszczęsny Katz strzelił sobie w łeb nie widząc żadnej nadziei na przyszłość, a Rzecki z pozostałymi kompanami w parę dni później przeszli granicę. Przez dwa lata błąkał się po Europie. Był we Włoszech, Francji, Niemczech i nawet w Anglii. Aż w końcu w 1851 roku dotarł do Zamościa, gdzie spędził ponad rok. Do Warszawy wrócił w 1853 roku za sprawą Jana Mincla, który wstawiał się za nim u jenerałów, którzy bili się na Węgrzech. Przybył tam furą dla niego wynajętą, ale cały czas dosiadali się do niej nowi pasażerowie. W Warszawie udał się do sklepu Jana Mincla na Krakowskim Przedmieściu, tam przywitał się ze wszystkimi, z Janem, ze starą panią Minclową, która nalała mu dzbanek kawy i z Francem, który gdy dowiedział się że Ignas wrócił przybiegł do sklepu, a z którym nie rozmawiał Jan nazywając go zakałą rodu. Bracia zresztą często kłócili się między sobą i równie często godzili, a ich spory nigdy nie wynikały z natury materialnej. Od czasu gdy Rzecki wrócił do sklepu dni zaczęły płynąć spokojnie. Często siadali razem on Jan z Małgosią, Franc i Grossmutter słuchając opowieści o jego walkach i tułaczce.

Ale Rzecki miał pisać o Wokulskim a rozpisał się o sobie. Zastanawiało go po co to wszystko Stasiowi. Po co jechał do Bułgarii, po co otwierał nowy sklep, po co pnie się do arystokracji i opiekuje różnymi ludźmi. Ale po kolei. W maju przenieśli się do nowego sklepu, ale gdy tylko został on urządzony Staś stracił nim zainteresowanie. Zaglądał do niego rzadko, a często jeździł swoim powozem po mieście, albo znikał nie wiadomo gdzie. Rzecki musiał się przenieść do nowego lokum, zostawiając swój pokój, w którym przemieszkał dwadzieścia pięć lat. Z początku nowe mieszkanie nie przypadło ono do gustu Rzeckiemu, dopiero gdy zobaczył swój pokój przeniesiony w każdym szczególe uradował się. Podziwiał przenikliwość Stacha i jego dobre serce i myślał, że dobrze z nim miała by kobieta, z którą się ożeni. A przewijało się przez sklep mnóstwo swatów, którzy pod pozorem zakupów wypytywali się czy nie żeni się pan Wokulski. Ale jemu nie było to w głowie. Poza tymi, którzy chcieli go wyswatać nie miał wielu przyjaciół. Zraził sobie wszystkich kupców, którzy obgadywali go przy każdej okazji i tylko Rzecki wiedział jaką krzywdę mu tym robią. W sklepie natomiast gdy przybyło nowych subiektów od razu porobiły się grupki. Starzy, czyli Lisiecki i Klein trzymali się razem, Zięba próbował ich namówić do współpracy z nowymi, a już całkiem oddzielnie trzymał się Szlangbaum, który był Żydem a zarazem przyjacielem Wokulskiego jeszcze z Syberii. Dzięki temu stanowisko jego było niezagrożone, choć wszyscy patrzyli na niego krzywo. Pojawił się też w sklepie Mraczewski, którego Stach na nowo przyjął, ale zesłał do Moskwy. Stał się on tam zagorzałym socjalistą i opowiadał Rzeckiemu o rewolucji z wielkim zapałem. W końcu maja Stach postanowił poświęcić sklep, a główna uroczystość miała się odbyć w Hotelu Europejskim. Rzecki dowiedział się tam w końcu od pijanego Mraczewskiego, że wszystko co Stach robi to dla panny Łęckiej i on również wyleciał ze sklepu przez nią a potem wylądował w Moskwie. Pan Ignacy kazał mu iść spać ale nie dawało mu spokoju to co usłyszał, więc zaprosił do siebie doktora Szumana, który od dawna znał Stasia i zaczął go wypytywać co się z nim dzieje. Ten odparł, że nie widzi wielkich zmian i że jest to człowiek czynu, który robi to co pomyśli. A jeżeli taki człowiek napotka w swoim życiu przeszkodę nie do pokonania, to jest z tego tragedia. A nikt przecież nie ma szczęścia całe życie.

Lalka Tom I

Rozdział XI. Stare marzenia i nowe znajomości.

Panna Meliton już od dawna zajmowała się swataniem młodych par. Dawno już zauważyła, że kupiec Wokulski zakochany jest w Izabeli Łęckiej i żałowała, że nie może na tym zarobić. Ale gdy wrócił on z Bułgarii z pokaźnym majątkiem sama zaproponowała mu usługi a on je przyjął płacąc hojnie. Ona wpadała do sklepu z informacjami gdzie może spotkać pannę Izabelę, a on z drżącym sercem udawała się tam i widywał ją, choć nic to nie zmieniało w jego sytuacji. Kiedyś dostał od swatki informację, że Izabela z hrabiną i prezesową, która była mu życzliwa i domyślała się jego afektu dla panny Łęckiej, będą spacerować w Łazienkach. Czekał z niecierpliwością na ten dzień, ale gdy miał już ruszać do parku wpadł książę z oświadczeniem, że porywa go do siebie, ponieważ zebrał tam panów braci, którzy gotowi są wysłuchać go w sprawie planowanej spółki. Chcąc nie chcąc Wokulski pojechał myśląc, że spacer był dla niego a spółka dla niej. Książę był to typ arystokraty, postrzegany jako patriota ale jego patriotyzm kończył się na mówieniu o tym, że trzeba podźwignąć ten nieszczęsny kraj ale nie robił nic w tym kierunku.

Wokulski z księciem dojechali do pałacu około pierwszej, a w kwadrans później zaczęli się zjeżdżać pierwsi goście, którymi okazali się być głównie ziemianie, o tej porze roku chętnie odwiedzający Warszawę. Książę a potem Wokulski przedstawili im wizję wzmocnienia pozycji Warszawy jako miasta pośredniczącego w handlu pomiędzy zachodnią Europą a Rosją, jak również handlu tanimi tkaninami sprowadzanymi z Rosji. Wokulski miał tam kredyt na kilka milionów rubli i czerpał z tego niski procent, ale gdyby zastąpić kredyt gotówką, to można by uzyskać piętnaście, dwadzieścia procent. Tej właśnie gotówki oczekiwał od zebranych. Tanie produkty pozwolą też ludności zaoszczędzić pieniędzy na inne wydatki, co poprawi ich byt, z czego szczególnie zadowolony był książę. Część arystokratów od razu opowiedziała się za przystąpieniem do spółki, inni byli sceptyczni. Szlachta natomiast, która również zjawiła się na spotkaniu pytała co z handlem zbożem i okowitą, których mają duże zapasy a pośrednicy nie dają im zarobić. Książę przyrzekł, że następne spotkania będą dotyczyły i tych tematów. Około piątej wszyscy zaczęli się rozchodzić, a Wokulski zauważył Tomasza Łęckiego zbliżającego się do niego w towarzystwie młodzieńca, którego widział w otoczeniu Izabeli. Okazało się, że jest to jej kuzyn Julian Ochocki, który dawno już chciał poznać Wokulskiego. Zaproponował, że odprowadzi go kawałek a po drodze będą mogli porozmawiać. Stanisław podejrzewał, że może chodzić o Izabelę i poirytowany był tą sytuacją, ale zgodził się. Gdy wyszli, ruszyli w stronę Łazienek i okazało się, że Ochocki jest wynalazcą i całe dnie spędza w laboratorium pracując zawzięcie. Zainteresowało to Wokulskiego, ale w dalszym ciągu podejrzewał że jest on zakochany w Izabeli. Okazało się, że faktycznie mu się ona podoba i nawet był z nią swatany, ale nie dla niego były teraz kobiety i miłość. Jego umysł zajęty był czym innym, a mianowicie machiną latającą, która dałaby mu nieśmiertelną sławę. Miłość i kobieta, a szczególnie taka jak Izabela, przeszkadzałyby mu tylko w osiągnięciu jego celu. Od Wokulskiego, który wcześniej był przyrodnikiem entuzjastą, chciał się dowiedzieć w którym roku stracił zainteresowanie nauką i czy zobojętniał na kobiety. Ten odpowiedział, że zobojętnienie przyszło jakoś rok temu a kobiety nie obojętnieją nigdy. Ta odpowiedź uspokoiła nieco Ochockiego, który był o wiele młodszy od Wokulskiego i pochłonięty we własnych myślach pożegnał się szybko zbiegając ze wzgórza na którym rozmawiali. Wokulski ruszył teraz do parku oglądając wszędzie ludzi którzy byli weseli a także zakochani w sobie. Rozmyślał o tym, że śmierć przyniosłaby mu w końcu ukojenie i nie musiałby już męczyć się na tym świecie. Ochocki wydał mu się kimś, kto jest bardziej godny Izabeli i gdyby kiedyś przyszło do rywalizacji o nią to od razu usunąłby mu się z drogi. Rozmyślając tak doszedł w zacieniony kąt parku, gdzie nie dochodził żaden odgłos i nagle zastąpiła mu drogę jakaś obdarta postać a wokół widać było jeszcze kilka cieni. Nieznajomy zapytał która jest godzina a Wokulski odpowiedział, że jeżeli go zabije to sam sprawdzi. Powiedział też, że ma złoty zegarek i kilkaset rubli, ale to tylko spłoszyło napastników a on zaczął krzyczeć za nimi, że są tchórzami. Po chwili jednak opamiętał się, a gdy wydostał się z parku na ulicę, pomyślał że niedorzecznością jest myśleć o samobójstwie teraz gdy dostał się między arystokrację. Gdy dotarł do domu służący dał mu list od pani Meliton, mówiąc że była tu dzisiaj dwa razy.

Lalka Tom I

Rozdział XII. Wędrówki za cudzymi interesami.

W liście czytał, że oto ma on okazję zrobić przyjemność Izabeli, kupując kamienicę Łęckich, którą chce kupić baronowa Krzeszowska, będąca ich wrogiem i klacz którą posiada ona, a którą kupiła od swojego męża barona. Jej sprzedaż zaproponować mu ma niejaki Maruszewicz. Służący przekazał jeszcze, że na biurku leży bilet właśnie od niego i że będzie tu jutro około dziesiątej. W Wokulskiego znowu wstąpiła energia i Ochocki zmalał już w jego oczach. Wyjął notes zaplanował wszystko i podliczył a następnie położył się spać uspokojony konkretnym celem. Wstał rano wesoły a około dziesiątej przybył Maruszewicz z propozycją zakupu konia. Dogadali się na osiemset rubli, które zaraz Wokulski wypłacił każąc sobie napisać kwit, a po obiedzie umówił się na oglądnięcie zakupu. Potem udał się do adwokata, który miał kupić dla niego kamienicę. Zanim jednak poszedł do niego pojechał obejrzeć kamienicę, która znajdowała się przy Alejach Jerozolimskich. Była ona cała żółta, a lokatorami ku jego zdziwieniu między innymi okazali się być baronowa Krzeszowska i Maruszewicz. Spotkał też tam kobietę z dzieckiem, którą widział w kwietniu w kościele, a którą swatał mu Rzecki. Była ona istotnie pięknym okazem płci przeciwnej. Udał się następnie Wokulski do adwokata, który najpierw zagadnął go w sprawie spółki, ponieważ uczestniczył on w spotkaniu u księcia, ale przybyły stwierdził, że przychodzi w innej sprawie. Mianowicie chciałby kupić kamienicę Łęckich i że jest gotów zapłacić dziewięćdziesiąt tysięcy. Adwokat odpowiedział, że wystarczy sześćdziesiąt i wspomniał, że hrabina nie będzie rada gdy będzie to większa kwota ponieważ w tej sytuacji Izabela nie będzie miała posagu i zostanie zmuszona do wyjścia za mąż za barona lub marszałka. Jedyną zresztą licytującą była baronowa Krzeszowska i nie da ona więcej. Adwokat widząc jednak błysk w oku Wokulskiego gdy wspomniał o posagu, zrozumiał że właśnie chodzi o to żeby go panna Łęcka miała. Jednak adwokat nie chciał przystać na zapłacenie takiej kwoty ponieważ stwierdził, że sam ze sobą licytować się nie może. Wokulski zapytał, czy jeżeli przybędzie trzeci konkurent i przebije jego kwotę, na co adwokat przerywając mu odpowiedział, że będzie licytował tak żeby kupić dla niego tą nieruchomość. Stanisław ruszył zaraz do starego Szlangbauma i po krótkiej rozmowie poprosił go o przysługę. Chodziło mu żeby ten znalazł licytanta, który podpije cenę kamienicy Łęckich tak, żeby kupił ją za dziewięćdziesiąt tysięcy. Żyd zdumiał się na początku dlaczego chce on zapłacić więcej, ale później doszedł do wniosku, że musi on mieć w tym interes i odpowiedział, że wszystko będzie załatwione. Wokulski ruszył do domu, a gdy tam dotarł czekał już na niego Maruszewicz, z którym pojechał oglądnąć konia. Klacz okazała się piękną, a dyrektor stajni zapewnił go, że dołoży wszelkich starań żeby wygrała ona wyścig. Wokulski pomyślał sobie, że jeżeli tak się stanie to Izabela pokocha go. I choć było to irracjonalne to zaczął bardzo życzliwie odnosić się do klaczy, odwiedzał ją kilka razy dziennie karmiąc ją cukrem i przytulając się do niej. Czasami przychodziło na niego opamiętanie i mówił sobie, że musi się w końcu ocknąć i że jest przecież wiele innych kobiet równie pięknych, ale po chwili wracał do swoich poprzednich myśli i przed oczami miał tylko Izabelę. Na kilka dni przed wyścigami przybył do niego hrabia, którego poznał na spotkaniu u księcia. Zaproponował mu w imieniu barona Krzeszowskiego tysiąc dwieście rubli za odsprzedanie klaczy, ale Wokulski musiał odmówić. Nie zraziło to wcale hrabiego do niego, a wręcz przeciwnie. Oznajmił mu, że z pięćdziesięcioma tysiącami przystępuje do spółki, o której była mowa na spotkaniu.

Lalka Tom I

Rozdział XIII. Wielkopańskie zabawy.

W dzień wyścigów Wokulski wstał bardzo rano i był bardzo niespokojny. Na chwilę wstąpił do sklepu, ale zaraz wyszedł i odwiedził swoją klacz myśląc tylko o tym, czy wygra i czy Izabela go pokocha. Później ruszył powozem na wyścigi i dotarł na tor pomimo tłumów zmierzających w tą samą stronę. Gdy się tam znalazł spotkał się z dyrektorem Szulcem, który zapoznał go z dżokejem i zapewniał, że klacz na pewno zwycięży. Później ruszył w stronę ławek, szukając wzrokiem Izabeli. Nie mógł jej jednak nigdzie znaleźć. Dopiero gdy wyszedł na najwyższą galerię z daleka zobaczył wjeżdżający powóz hrabiny, w którym siedziała ona, prezesowa oraz pan Łęcki z Izabelą. Ruszył pędem a gdy do nich dotarł pan Tomasz przywitał go zapytaniem, czy to prawda że kupił klacz Krzeszowskiego. Gdy odpowiedział, że tak hrabia oznajmił, że dużą radość sprawił tym jego córce, która założyła się, że ten do wyścigu jej nie utrzyma. Izabela powiedziała, że założyła się także z hrabiną, że klacz wyścig wygra i specjalnie przyjechały to zobaczyć. Wokulski był szczęśliwy, a Izabela wydała się mu najpiękniejszą kobietą na świecie. Nigdy też nie mówiła do niego tak życzliwym tonem. Klacz wygrała swój wyścig i cały tor wiwatował na cześć Wokulskiego. Zaraz też zwyciężczyni została sprzedana a jemu przyniesiono osiemset rubli ze sprzedaży i trzysta za wygrany wyścig, które zaraz ofiarował Izabeli na ochronę pań. Ona przyjęła je zaszczycając go ślicznym uśmiechem. Naraz potrącił go baron Krzeszowski i nie zwracając na to uwagi zaczął się wiać z paniami nie kryjąc irytacji. Wokulski dotknął jego ramienia a gdy ten się odwrócił zażądał satysfakcji. Baron odpowiedział że służy mu i odszedł. Hrabina natomiast bardzo zdenerwowana kazała odjeżdżać i Wokulski ledwie zdążył pożegnać się. Izabela podała mu koniuszki swych palców mówiąc po francusku „Dziękuję panu”. Stanisław nie posiadał się z radości. Ruszył zaraz do Szumana prosząc go żeby został jego sekundantem w pojedynku z baronem, a następnie do sklepu gdzie poinformował Ignacego o wszystkim i wysłał go do doktora. Sam przed dziesiątą położył się spać. Na drugi dzień ustalono warunki pojedynku i następnego ranka obie strony udały się do lasku bielańskiego, gdzie miał odbyć się pojedynek. Przeciwnicy stanęli naprzeciw siebie i gdy padła komenda pierwszy strzelił baron celując w obojczyk. Ale w ostatniej chwili opadły mu binokle i nie trafił Wokulskiego. Ten wymierzył w głowę i wypalił, a kula trafiła w pistolet, który baron trzymał uniesiony przed twarzą, a ten wybił mu ząb i potrzaskał wargi. Przeciwnicy uściskali sobie ręce, a baron zapytał Wokulskiego o co właściwie był ten pojedynek. Stanisław odparł, że obraził on kobietę, a Krzeszowski odpowiedział, że wszystko teraz rozumie. Kilka dni później zaczął nachodzić Wokulskiego Maruszewicz, najpierw mówiąc o tym, że nie może mu służyć przy licytacji domu Łęckich, na co Wokulski skrzywił się i badawczo zaczął mu się przyglądać, a następnego dnia z informacja że baron Krzeszowski jest w potrzebie i potrzebuje pożyczyć tysiąc rubli. Wokulski odparł, że może mu dać czterysta na kwit podpisany przez barona. Po godzinie Maruszewicz wrócił z takim i odebrał pieniądze myśląc, że jeżeli tylko uda mu się odegrać to ciśnie mu w twarz te czterysta rubli i jeszcze dwieście ze sprzedaży klaczy. Nienawidził on bowiem Wokulskiego, uważając go za kupczyka. Jednak Stanisław wiedział o wszystkim, przejrzał bowiem tego człowieka i był pewien, ze kara go nie minie. Siedział sam w swoim pokoju gdy odwiedził go zmartwiony mecenas, mówiąc, że hrabia Sanocki, który miał przystąpić do spółki wycofuje się, ponieważ jego koń przegrał wyścig z klaczą Wokulskiego i jest on wielce niezadowolony. Namawiał też go mecenas aby nie kupował kamienicy Łęckich, ponieważ wszystkim wyda się podejrzany interes, który im proponuje skoro sam inwestuje gdzie indziej. Oburzył się na to Wokulski i powiedział że jej kupno jest dla niego ważniejsze niż wszystkie spółki świata. Zgodził się natomiast, żeby na jakiś czas podstawić kogoś zamiast siebie. Miała to być firma mecenasa. Rozmowa z mecenasem uświadomiła mu, że jest on stale obserwowany a od jakiegoś czasu jego najbliżsi współpracownicy chodzą jacyś niewyraźni. Po odejściu adwokata zawołał Ignacego, który przyszedł nie patrząc mu w oczy. Poprosił go aby powiedział mu prosto z mostu co ludzie o nim mówią. Ten odpowiedział, że jedni mówią że zwariował, drudzy że chce zrobić szwindel a trzeci że zbankrutuje. Sam Rzecki uważał, że wplątał się w coś złego, ale się wydostać jeszcze może. Wokulski z oburzeniem zaczął odpowiadać, że może on robić co zechce i nie cofnie się, gdy przybył służący pana Łęckiego z listem, w którym pisał on, że córka jego chciałaby go bliżej poznać, więc zaprasza go na jutro i nie przyjmuje odmowy. Wokulski tak osłabł, że musiał usiąść. Gdy ochłonął odpisał hrabiemu a Ignacemu odpowiedział, że nie cofnie się nigdy przed szczęściem.

Lalka Tom I

Rozdział XIV. Dziewicze marzenia.

Od Wielkanocy Izabela stale myślała o Wokulskim, ale jego obraz zmieniał się. Niepodobne było określić go jednym zdaniem, tak jak można było zrobić ze wszystkimi ludźmi, których znała. Początkowo przedstawiał się jej jako zuchwały dorobkiewicz i gbur, później objawił się jako ktoś kto odgaduje jej myśli a z zachowania jego można wywnioskować, że naprawdę musi ją czcić. W świecie gdzie wszyscy ją opuścili tylko dlatego, że nie miała już majątku, pocieszające dla niej było, że szaleje za nią ktoś, o kim dużo mówiło się w towarzystwie. Zorientowała się, że zaczęła tęsknić do spacerów w Łazienkach, gdzie zawsze spotykała Wokulskiego i gdy pewnego razu nie przyszedł będąc na spotkaniu z arystokracją zła była niezmiernie. Później zdarzyła się historia z klaczą barona Krzeszowskiego, którego szczerze nienawidziła ponieważ kiedyś umizgiwał się do niej a później mścił za to że został odrzucony. Znowu Wokulski zaprezentował się jako ktoś odgadujący jej myśli i sprawił jej przyjemność tą całą sytuacją. Była też dla niego miłą na wyścigach co później wyrzucała sobie jako niepotrzebne. Gdy jeszcze okazało się, że jest on jedynym który może bronić jej honoru, pojedynkując się z baronem nie wiedziała już co myśleć. Pewna była jednak, że zginie on i tym samym straci jedyną życzliwą osobę i zalewała się łzami w swoim pokoju. Kiedy na drugi dzień okazało się, że opłakany przez nią Wokulski nie zginął a jeszcze ranił barona, zdziwiona była wielce i ponieważ miała migrenę, została w łóżku do popołudnia. Po pojedynku wszystko odmieniło się, znajomi zaczęli ją rozpoznawać a jej ojciec był wielce uradowany i zdecydowany żeby zbliżyć się z tym człowiekiem. Chciała tego też Izabela, która coraz bardziej zaczynała mu ufać, choć był to kupiec, co było niestety niesmaczne! Gdy jeszcze baron napisał list z przeprosinami przysyłając jej wybity przez Wokulskiego ząb była szczęśliwa i zaczęła marzyć o tym, że Wokulski staje się jej powiernikiem, pomnaża ich majątek i przywraca jej rodzinie dawne miejsce. Później znajduje jej odpowiedniego męża, a robi to wszystko ponieważ kocha ją miłością czystą i gotowy jest spełnić każde jej życzenie. Ojciec jej zaproponował, że powinni zaprosić go kiedyś na obiad, na co ona chętnie przystała a pan Tomasz nie zwlekał z tym długo.

Lalka Tom I

Rozdział XV. W jaki sposób duszę ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek.

Po otrzymaniu listu od pana Łęckiego, Wokulski wyszedł na ulicę i wszystko wydawało mu się piękne i wesołe. Głupią wydawała mu się rozmowa z Rzeckim, który zarzucał mu szaleństwo i nie mógł się już doczekać jutrzejszej wizyty. Uznał ją początkowo za zaproszenie do małżeństwa, ale po namyśle doszedł do wniosku, że jest to dopiero początek znajomości i do jego celu jest jeszcze bardzo daleko. Chodził dalej ulicami i rozmyślał o tym co go czeka i czy wygra w nim człowiek rozsądny, który nie będzie się pchał do nie swojego świata, czy wariat, który nie będzie na to zważał. Niedługo potem wrócił do domu i zajął się sprawami kupieckimi, pisząc parę telegramów do Moskwy i list do Szlangbauma, żeby ten pożyczył mu nazwiska do kupna kamienicy Łęckich. Doszedł bowiem do wniosku, że naprawdę lepiej będzie gdy nie kupi jej na swoje nazwisko. Następnego dnia stojąc na balkonie rozmyślał o tym co go dzisiaj czeka i postanowił, że jeżeli zostanie odrzuconym to natychmiast weźmie utrzymankę, równie piękną jak ona i będzie siadał z nią w teatrze przy loży Łęckich. Odwiedził później na chwilę sklep, a dalszą część dnia zajęły mu przygotowania do wyjścia. Przyszedł fryzjer, który ogolił go i umył włosy i długo rozprawiał o kobietach, a szczególnie o baletniczkach, co nie zwróciło uwagi Wokulskiego. O godzinie wpół do szóstej był gotowy, ubrany w garnitur frakowy i zadowolony z siebie ruszył naprzeciw nieznanemu.

Lalka Tom I

Rozdział XVI. „Ona” – „On” – i ci inni.

W dniu kiedy na obiad przyjść miał Wokulski miała się Izabela spotkać u hrabiny z wielkim tragikiem włoskim Rossim, którego znała z Paryża i kochała się w nim, nie ukrywając tego. Miała, ponieważ nie przyszedł on przysyłając tylko przepraszający liścik. Wróciła do domu około piątej i przypomniało jej się, że na obiad ma przyjść Wokulski, który teraz wydał się jej śmiesznym. Z niecierpliwością natomiast oczekiwał Wokulskiego pan Tomasz, który układał sobie w głowie jak będzie z nim rozmawiał i ile dzięki niemu może zarobić. W końcu zjawił się on a Łęcki przywitał go życzliwie. Rozpoczął z nim zaraz rozmowę o interesach wspominając o sprzedaży kamienicy i mówiąc, że co mu zostanie po spłacie długów jemu odda i spodziewa się zysków. Umówili się, że Wokulski będzie mu płacił dwadzieścia procent. Po chwili w drzwiach ukazał się lokaj mówiąc, że panie proszą. Przeszli do salonu i po wymianie grzeczności zasiedli do stołu. Stanisław początkowo był zdenerwowany ale gdy siedział pomiędzy panem Łęckim a Izabelą opanował go spokój, któremu się dziwił. Postanowił robić błędy przy stole, na co panna Florentyna reagowała prawie omdleniem, pan Tomasz powtarzał je a Izabela spoglądała na niego z politowaniem. Pomyślał zaraz jacy oni są głupi i jeżeli tak dalej pójdzie to do końca obiadu odkocha się w tej pannie. Później wyraził opinię, że nie chce być niewolnikiem konwenansów i nieraz jadał w towarzystwie lordów widząc jak je łamią. Izabeli coraz bardziej się on podobał i nawet trochę go podziwiała. Po deserze udali się do innych pokoi i gdy Izabela i on zostali sami pomyślała że ten człowiek definitywnie może być jej powiernikiem. Była więc dla niego życzliwa i pozwoliła się całować w rękę a podczas rozmowy zezwoliła aby mógł jej służyć wszędzie i zawsze. W końcu Wokulski odurzony opuścił dom Łęckich.

Lalka Tom I

Rozdział XVII. Kiełkowanie rozmaitych zasiewów i złudzeń.

Wokulski wracał do domu w doskonałym nastroju. Już widział siebie u boku Izabeli i myślał cóż to za wspaniała żona z niej będzie i kiedy powinien się oświadczyć. Wstąpił do sklepu, w którym choć wieczór był paliło się światło i zastał tam wychodzących subiektów i płaczącego przed Rzeckim inkasenta Obermana. Zgubił on czterysta pięćdziesiąt rubli i teraz prosił aby mu darowano lub rozłożono na raty ta kwotę, ponieważ są to oszczędności jego życia. Wokulski darował mu te pieniądze  z czego niezadowolony był Rzecki mówiąc, że sklep będzie lepiej działał gdy Wokulski nie będzie się mieszał w jego sprawy. Udał się następnie Stanisław do swojego mieszkania, gdzie zaczął uczyć się angielskiego, ale po jakimś czasie przerwał i  pomyślał, że dla swojej ukochanej musi wydźwignąć choć parę osób. Napisał list do magdalenek a służącemu kazał wezwać na jutro rano furmana Wysockiego. Gdy ten rano się zjawił Wokulski powiedział mu, że ponieważ jest u niego izba do wynajęcia to on od niego ją weźmie, a będzie tam mieszkała młoda szwaczka. Dlatego musi tą izbę odnowić i kupić na jego koszt nowe i tanie meble, a na dziewczynę zważać czy kogoś nie sprowadza. Furman ucałował ucieszony jego rękę i wyszedł. Po chwili zjawił się służący mówiąc, że jakaś dama przyszła do niego. Była to Maria od magdalenek. Powiedział jej, że skoro nauczyła się u nich szycia to teraz będzie się tym zajmować. Mieszkać będzie z rodziną furmana Wysockiego i tam znajdzie wszystko co jej będzie potrzebne. Dał jej też list do składu bielizny, żeby brali od niej to co uszyje a na zagospodarowanie dostała kilkadziesiąt rubli pożyczki, którą ma zwracać w ratach. Zaraz pożegnał się z nią, a ona stała jeszcze chwilę ze łzami w oczach po czym wyszła. Udał się następnie do barona Krzeszowskiego, chcąc mu pomóc w jego ciężkiej sytuacji za to że przeprosił Izabelę, ale ten nie przyjął go ponieważ nie mógł mu zapomnieć sytuacji z jego klaczą. O jedenastej był Wokulski u mecenasa, gdzie stawił się też Szlangbaum i załatwił sprawę kupna kamienicy. Stamtąd udał się do sklepu, gdzie interesy zatrzymały go nadspodziewanie długo, a następnie do Łazienek, gdzie ujrzał Izabelę. Była tam też hrabina i pan Łęcki, który z daleka już witał się z nim. Po krótkiej rozmowie Izabela porwała go i ruszyła z nim w stronę Pomarańczarni. Zaczęła z nim rozmawiać o Rossim, który zawiedziony jest przyjęciem w Warszawie, a Wokulski obiecał że to się niedługo zmieni. Po chwili ruszyli spowrotem a hrabina zwróciła uwagę Łęckiego, że Wokulski ma słabość do Beli. Ten dopiero teraz zaczął im się bliżej przyglądać, ale stwierdził, że jest zupełnie spokojny o swoją córkę. Gdy się pożegnali w Wokulskim wezbrało uczucie żalu za swoją lubą. Dlaczego tak krótko? ? pomyślał. Wrócił do domu i przypomniał sobie o obietnicy owacji dla Rossiego więc posłał po Obermana i długo z nim o czymś rozmawiał a podsłuchujący i ciekawy lokaj nie mógł wymiarkować o co chodzi.

Lalka Tom I

Rozdział XVIII. Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta.

I znowu musiał zdumieć i zaniepokoić się pan Rzecki. Od jakiegoś tygodnia Wokulski zapałał miłością do włoskiej sztuki, a przecież nie rozumiał ani słowa w tym języku. Zaniedbał przez to interesy, kiedyś Szlangbaun cały dzień szukał go po mieście i nie znalazł, a jeszcze wciągał w to pracowników, a mianowicie Obermana i Ziębę, którzy zamiast pracować chodzili również do teatru. Niestety wciągną też i pana Ignacego, który nie był z tego powodu zadowolony. Któregoś dnia przyniósł mu album oraz bilet do pierwszego rzędu i powiedział żeby Ignacy wręczył go Rossiemu po trzecim akcie. Rzecki miał już wygłosić mowę jak niedorzecznym jest zajmowanie się teatrem, ale nie zdążył ponieważ Wokulski nie czekając na odpowiedź wyszedł. Chcąc nie chcąc musiał Rzecki iść do teatru. Gdy tam wszedł i zasiadł w pierwszym rzędzie wszyscy zaczęli mu się przyglądać i naśmiewać z jego surduta, cylindra, uczesania i zachowania. Na szczęście znajomy fabrykant wyratował go z opresji zamieniając się miejscem, które miał w ósmym rzędzie zapewniając, że chętnie wręczy album. Tam miał trochę więcej spokoju i mógł zaobserwować, że Wokulski nie jest zainteresowany przedstawieniem, tylko wpatrzony jest w lożę zajmowaną przez Łęckich. Wydawało mu się nawet, że Wokulski kierował klakierami, ponieważ ile razy potarł sobie dłoniom czoło na sali odzywały się gromkie okrzyki i brawa. Przestał jednak zastanawiać się nad tym ponieważ spodobało mu się przedstawienie i wdzięczny był Stachowi, że go tu wysłał. Wracając wstąpił nawet do restauracji, gdzie zjadł kolację i wypił siedem kufli piwa. Do domu wrócił, zataczając się o wpół do drugiej i zaraz położył się spać. Śniły mu się jakieś koszmary związane z Wokulskim i Izabelą. Rano czuł się zmęczony i o zgrozo, po raz pierwszy nie chciało mu się iść do sklepu. Spóźnił się całe czterdzieści minut i zawstydzony ukrył się w swoim kantorku. Po chwili przyszedł do niego Klein z listem, w którym jakaś dama ostrzegała Wokulskiego przed kupnem kamienicy, a Klein wyjaśnił Rzeckiemu, że wszyscy mówią o tym, że chce on ją kupić za dziewięćdziesiąt tysięcy rubli na nazwisko Szlangbauma. Rzecki postanowił na drugi dzień sprawdzić w sądzie czy faktycznie tak się stanie. W tym dniu miała się bowiem odbyć licytacja. Zajął się następnie pracą a oderwało go od niej dopiero przybycie Mraczewskiego, który zjawił się w Warszawie z Suzinem, bogatym wspólnikiem Wokulskiego w Moskwie. Od niego dowiedział się Rzecki, że Stach wybiera się na wystawę do Paryża, ale nie chce jechać z Suzinem, który zapłaciłby za wszystko i jeszcze dałby mu zarobić z dziesięć tysięcy rubli mówiąc, że ma tu jakieś interesy. Do końca dnia zajmował się Ignacy pracą, w nocy znowu miał sny o Izabeli i Wokulskim jak zawsze dla Stacha niepomyślne a rano zerwał się przed szóstą i ruszył zaraz do sklepu. O dziesiątej wezwał Lisieckiego, który miał go zastąpić a sam skierował się do sądu, mając jednak wyrzuty że zostawia sklep. Gdy dotarł do sądu zobaczył tam Szlangbauma co utwierdziło go w przekonaniu, że chyba Stach faktycznie chce kupić te mury. Była też ich zajadła przeciwniczka, baronowa Krzeszowska. Przed licytacją Rzecki obserwował wszystkich zainteresowanych i naciągaczy, którzy przed każdą licytacją wykorzystywali ich. W końcu zaczęto licytować i Rzecki ze zgrozą stwierdził, że kupującym został Szlangbaum, płacąc za kamienicę dziewięćdziesiąt tysięcy rubli.

Lalka Tom I

Rozdział XIX. Pierwsze ostrzeżenie.

Gdy Rzecki wrócił do sklepu czekał tam na niego zdenerwowany Mraczewski, który zaciągnął go do kantorku i zaczął wyzywać Wokulskiego od szaleńców. Po chwili wszedł tam Klein z listem do Stacha i oddał go Ignacemu, który zastanawiał się czy iść z nim do niego. Ale w końcu postanowił, że pójdzie i nie będzie robił ceregieli. Zastał Wokulskiego w swoim mieszkaniu siedzącego nad papierami. Oddał mu list i poczekał aż przeczyta, a gdy skończył zaczął mu robić wymówki, że nie jedzie z Suzinem do Paryża i nie chce zarobić pięćdziesięciu tysięcy rubli. Wokulski oddał mu list od Izabeli, w którym ona pisała że nie może się doczekać wspólnej podróży na wystawę i powiedział, że wolno mu nawet rzucić w błoto cały majątek, jeżeli zechce. Rzecki nie zaprzeczył ale ostrzegł go, że z powodu tej miłości stanie mu się krzywda i żeby nie angażował się w nią za mocno. W tej chwili wszedł Lisiecki mówiąc, że pan Łęcki chciałby się widzieć z szefem. Zaraz potem do pokoju wszedł pan Tomasz cały siny, zdyszany i nie mogący złapać tchu. Wokulski pomógł mu ochłonąć a on zaczął narzekać, że jego kamienica została sprzedana tylko za dziewięćdziesiąt tysięcy a warta była za sto dwadzieścia i na pewno za Szlangbaumem się ktoś kryje. Teraz Wokulski był bliski apopleksji, ale stopniowo opanował się. Obiecał, że z trzydziestu tysięcy, które Łęcki miał dla niego, dzięki dobrym interesom będzie mu wypłacał dziesięć tysięcy rocznie, co bardzo uradowało zbankrutowanego arystokratę. Gdy pan Tomasz dotarł do domu opadł na fotel bez sił, a gdy przybyła Izabela opowiedział jej o wszystkim co się wydarzyło. Później stwierdził, że musi odpocząć i udał się do swojego pokoju. Zaraz potem do drzwi zaczął dobijać się Szpigelman, który mówił że chciałby odebrać swoje pieniądze. Izabela chcąc dowiedzieć się prawdy zaprosiła go do gabinetu. Tam dowiedziała się, że papa jest mu winny osiemset rubli i obiecała, że jutro on i inni wierzyciele zostaną spłaceni. Powiedziała o całej sytuacji ojcu, który właśnie szykował się do łóżka. Pan Tomasz całą nadzieję pokładał w Wokulskim i był pewny, że dzięki niemu wydobędą się z tarapatów. Jednak razem z Izabelą całkiem inaczej widzieli jego rolę niż on sam. Po chwili przyszła panna Florentyna z informacją, że przyjechała hrabina. Przyniosła ona informację, że przyjeżdża właśnie Kazio Starski, dawny wielbiciel Beli odrzucony przez nią i że jest to dla niej najlepsza partia. Nie powinna ona jechać do Paryża, tylko przyjechać do niej na wieś, gdzie będzie mogła spędzić z nim dużo czasu. Powiedziała też, że pan Tomasz powinien być szczęśliwy że sprzedał dom za taką cenę a nie załamany. Izabela porozmawiała jeszcze z Florcią przed snem. Mówiła jej o Starskim a ta stwierdziła, ze Wokulski nie będzie z tego zadowolony, na co zaśmiała się Izabela i powiedziała, że Wokulski będzie ją wielbił nawet jak wyjdzie za mąż i to mu w zupełności wystarczy. Nie przekonała tym panny Florentyny ale nie ciągnęła ona dalej dyskusji. Następnego dnia rano zjawił się Szpigelman, o którym Izabela zapomniała, ale zbyła go każąc mu przyjść później. Kazała zaraz Florentynie napisać list do Wokulskiego z prośbą o spłatę długów, myśląc że skoro ma ich pieniądze to musi zająć się wierzycielami. Później przyniesiono jej trzy listy, od hrabiny, która pisała że Starski niedługo powinien ich odwiedzić, od Wokulskiego, który pisał że o godzinie pierwszej będzie do ich dyspozycji i od Krzeszowskiej. Nie chciała go początkowo czytać ale później zdecydowała, że jednak to zrobi. W liście czytała ona o tym, że baronowa przeprasza za wszystkie niegodziwości jakich się dopuściła i o tym, że kamienicę kupił Wokulski przez podstawionego Szlangbauma i prosi ona, żeby nie wyrzucano jej z domu, w którym zmarła jej córka. Izabela pobladła i ruszyła zaraz do ojca. Ten jednak nie przejął się jej rewelacjami twierdząc, że Wokulski kupił kamienicę bo może z nią zaczekać i później zarobić. Izabela uspokoiła się, jednak pewna była że zrobił on to darując im dwadzieścia tysięcy co ją rozgniewało. W przedpokoju zaczął się zaraz harmider, ponieważ awanturowali się tam Żydzi, którzy domagali się pieniędzy. Całą sytuację uspokoiło dopiero wejście Wokulskiego, który kazał wszystkim przyjść o szóstej do jego kantoru. Wokulski ustalił szczegóły spłaty z panem Łęckim i przyniósł mu pięć tysięcy od kapitału który ten u niego złożył. Następnie, ponieważ przyszli lekarze, udał się do Izabeli, co poczytywał sobie jako zapłatę za jego starania. Tam jednak spotkało go rozczarowanie. Izabela przyjęła go chłodno, wypominając zakup kamienicy i prześladowanie. Wokulski zaczął mówić, że oskarżanie go o prześladowanie jest czymś nie na miejscu, ponieważ nie znajdą oni wierniejszego psa niż jego a od dwóch lat dba on aby usunąć każdą przeszkodę z ich drogi. Dalszą rozmowę przerwało wejście Starskiego. Izabela powitała go z uśmiechem niedbale przedstawiając Wokulskiego. Zaczęli rozmawiać po angielsku o ich wspólnych wakacjach na wsi a Wokulski tym razem rozumiał co mówią. W ich rozmowie było tyle flirtu, że Stanisław pobladł. Gdy po chwili udał się do pokoju Łęckiego był rozdrażniony i zdenerwowany a gdy pan Tomasz oświadczył, że lekarze zabronili mu jechać do Paryża i ma udać się na wieś a potem zapytał go o kamienicę, załatwił szybko interesy i opuścił pokój. Po drodze spotkał Izabelę, której chłodno oświadczył, że w nocy wyjeżdża do Paryża. Została on sama stojąc osłupiała, a gdy przyszła do ojca z zapytaniem co się stało, ten stwierdził że Wokulski na pewno obraził się, choć to tylko kupiec.

   KONIEC TOMU I

Lalka Tom II>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *