Kamienie na szaniec – Rozdział VII

Wielka Gra

Powoli mijały letnie miesiące 1943 roku. Na frontach Niemcy ponosili klęski, a w Polsce nasilały się akcje dywersyjne co powodowało, że okupant czuł się w zdobytym kraju coraz niepewnej.  Szare Szeregi przeprowadzały wiele akcji, w których Zośka uczestniczył osobiście lub nie. Najwięcej pracy bowiem zajmowały przygotowania, rozpoznania, ewakuacje, naprawy samochodów itp. Wiele ze środków transportu, które wykorzystywali podczas różnych akcji przyprawiało o ból głowy. Ciągle trzeba było je naprawiać. Ale był jeden, Czerwony Ford, który wywoływał uśmiech na twarzy i przynosił szczęście. Na swoje miano zasłużył podczas akcji zdobywania materiałów wybuchowych na Targówku. Został oblany czerwoną farbą z beczki zabranej przez przypadek i tak już zostało. Podczas różnych akcji przynosił grupie szczęście, powodując że akcje kończyły się sukcesem lub udawało się unikać i cało wychodzić z zastawianych przez Niemców zasadzek. Nie było go jednak podczas akcji wysadzania mostu pod Czarnocinem. Już na początku samochód przeznaczony na akcję został zatrzymany przez posterunek

żandarmerii. W czasie walki dwóch chłopaków zginęło, tylko jednemu udało się uciec. Nie był to koniec problemów. Zośka, zwykle wszystko szczegółowo planujący, tym razem spóźnił się na miejsce akcji. W Warszawie zatrzymało go spóźnienie magazyniera, który miał mu wydać potrzebne do akcji rzeczy. Nie miał opracowanej trasy dojazdu i kluczył po miasteczkach, pytając o drogę. Gdy w końcu dotarł na miejsce pozostało kilkanaście minut do nadejścia pociągu, który chciano wysadzić razem z mostem. Nie zdążyli! Pociąg odjechał cały a na dodatek ładunki, które odpalili nie zniszczyły mostu, wyrwały tylko dziury, które łatwo można było naprawić. Wracali do Warszawy jadąc ze zgaszonymi światłami nie rozpoznaną drogą dwoma autami. Jedno prowadził Zośka, a drugie Rysiek, nowicjusz. Na jednym z zakrętów nie opanował go i wylądowali w rowie kołami do góry. Kierowca był ciężko ranny. Wsadzili go do pierwszego auta i ruszyli dalej, ale odtąd musieli jechać nie szybciej niż 20 km/h, żeby nie szkodzić rannemu. Pozostali musieli ruszyć pieszo. Rano na drodze dopadł ich patrol żandarmerii. Wywiązała się walka, która stała się beznadziejna gdy na miejsce dotarło jeszcze czterdziestu Niemców. Z trójki ocalał tylko Maciek, pozostali zginęli. Zośka długo jeszcze analizował wszystkie błędy, które popełnili podczas tej akcji i ciężko ją przeżywał. Okazało się, że na wojnie nie zawsze można wszystko przewidzieć, a cały czas towarzyszy wszystkim śmierć. A propos przypadku. Któregoś dnia Zośka szedł z panem Janem przez Powiśle, niosąc róże które chciał złożyć na grobie Oracza. Zatrzymał ich patrol, któremu podejrzany wydał się pakunek, który niósł. Niemcy z gotowymi do strzału karabinami kazali mu rozpakować róże. Nie byłoby problemu gdyby Zośka nie schował w nich karteczki z danymi do fałszywej karty rozpoznawczej. Wydała się ona podejrzana więc został aresztowany. Zły na siebie szedł pomiędzy żandarmami, a że droga była dość długa zdołał ochłonąć i uspokoił się. Trafił na posterunek żandarmerii a potem na Szucha. Na szczęście zwrócono mu dowód, w którym znajdowała się feralna karteczka. Szybko trafiła ona do jego żołądka. Idąc na przesłuchanie Zośka był pewny, że szybko go wypuszczą. Zdziwił się gdy trafił jednak do więzienia do dalszego wyjaśnienia. Jego aresztowanie wstrząsnęło grupą. Od razu zaczęli oni gorączkowo działać żeby wydobyć go stamtąd. Wesoły, który wyrobił sobie wiele kontaktów na Szucha, a który spotkał się z Zośką na korytarzu w końcu zdołał go wydobyć. Trwało to jednak tydzień. Zośka wrócił zawszony, wymizerowany i jeszcze bardziej spokojny niż zwykle. Ten okres uświadomił mu, że oprócz walki z okupantem liczą się też bliscy, z którymi powinien spędzać jak najwięcej czasu. Od tej pory raczej zapraszał kogoś do domu niż wychodził. Z przyjaciółmi prowadzili długie rozmowy na temat przyszłego życia i działania, wciągając w nie jego ojca, profesora. Zośka postanowił też zająć się samokształceniem, organizując wykłady na temat zagadnień Polski współczesnej, wciągając w to wszystkich z grupy. Udało im się też zorganizować spotkanie młodzieży z różnych grup politycznych i różnych środowisk, na którym nie rozmawiano o tym co ich dzieli, ale o tym co ich łączy. Ale największym sukcesem było zorganizowanie tajnego gimnazjum i liceum dla młodych z Szarych Szeregów, dzięki czemu trochę wykolejona młodzież tych ciężkich czasów mogła wrócić na łono nauki.

[metaslider id=1923]

Ale nie zaprzestano walki dywersyjnej. Dowództwo podjęło decyzję o likwidacji dziesięciu posterunków żandarmerii na północno wschodniej granicy Generalnej Guberni. W akcji miało wziąć udział kilka oddziałów z Warszawy, a jednym z nich był oddział Zośki. Tym razem nauczony wydarzeniami czarnocińskimi zaplanował wszystko w najdrobniejszych szczegółach, a koncentrację przed ich posterunkiem wyznaczył na trzy dni przed akcją. Pełnia sierpnia ułatwia przebywanie w lesie przez ten okres. W celach szkoleniowych akcją dowodził Andrzej Moro, a Zośka pełnił rolę obserwatora. Miejsce które wybrał na obozowisko w lesie zwane było przez miejscowych Linią Powstańców i związane było z Powstaniem Styczniowym. Podczas więc oczekiwania na rozpoczęcie ataku nie mogło się obejść bez rozmów na ten temat. Po długim oczekiwaniu w końcu nadszedł czas na wymarsz. Spokojnie ruszyli w stronę posterunku. Dzieliło  ich od niego osiem kilometrów. Dotarli na miejsce nie zauważeni przez nikogo i zapadli w jar, który był podstawą do wyprowadzenia ataku. Rozpoznanie potwierdziło liczebność żandarmów. Było ich około dwunastu. O północy rozpoczęła się akcja. Cicho zbliżyli się do budynku, w którego stronę zaraz poleciała filipinka, granat o potężnej sile. Wybuch dał znak do ataku i spowodował wielkie zamieszanie wśród Niemców. Łatwo dali się zaskoczyć i zwyciężyć. Atak na posterunek w Sieczychach był bardzo udany, choć dla Zośki, trafionego kulą żandarma, ostatni w jego życiu!

<< Kamienie na szaniec – Celestynów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *